Córka Billa i Hillary Clinton stwierdziła, że zabijanie dzieci, to nie tylko kwestia dobrego samopoczucia (!) matki, ale również kwestia „ekonomicznego i fiskalnego zdrowia”. Według niej wzrost ekonomiczny ma miejsce wówczas, gdy matki powszechnie zabijają swoje dzieci. Nic bardziej mylnego. Kraje o największym potencjale ekonomicznym, to kraje w których rodzi się najwięcej dzieci. Tak było przez wszystkie tysiąclecia! Jaki dochód wygenerowałoby tych 63 milionów Amerykanów, którzy zostali zabici od legalizacji aborcji w USA w 1973 roku? Te dane Chelsea Clinton pomija.
Trud związany z urodzeniem i wychowaniem dzieci rozwija rodziców bardziej niż jakakolwiek praca. Może dlatego, że wymaga stałej dyspozycji do czynienia dobra. Ponadto dziecko szlifuje w rodzicu cierpliwość, empatię, przekraczanie własnych ograniczeń. Daje mu również wiele głębokiej radości, która sprawia że człowiek odpoczywa w sposób, którego nie są w stanie dostarczyć nawet najbardziej wyszukane rozrywki. Czy można odpoczywać bardziej, niż gdy patrzy się na własne śpiące niemowlę lub gdy słyszy się zabawne powiedzonka trzylatka? Czy nie wzbiera w człowieku duma, gdy widzi jak syn czy córka z własnej intencji pracuje nad sobą lub gdy troskliwie zajmuje się rodzeństwem?
Wreszcie, to przecież te dzieci, gdy dorosną, dzięki stabilności emocjonalnej, którą nabyły dzięki obecności matki która była w domu, by ich wychowywać, będą mogły bez przeszkód podjąć wszystkie role, które przynosi życie, w tym również zwiększanie PKB.
W świecie, który proponuje Chelsea Clinton nie ma miejsca na to wszystko. Zabijanie dzieci spowoduje to, że nie będzie dla kogo gromadzić bogactwa, bo świat się sam wymorduje.
Źródło: https://www.liveaction.org/…