Tuż przed rozpoczęciem zgromadzenia podszedł do nas mężczyzna ze szpitala i zaczął nas obrażać. Po chwili podjechał radiowóz, i nim zdołaliśmy się poskarżyć, policjant kazał nam zgasić dwa małe znicze, które zapaliliśmy przed trumienką. Groził, że zostaną zgaszone za pomocą koców gaśniczych. Nie posłuchaliśmy się.
Na początku zgromadzenia przypomnieliśmy o tragedii „dziewczynki z Wrocławia”, która na oddziale tego szpitala w 2014 r. przeżyła własną aborcję i skonała po miesiącu walki o życie. Następnie rozpoczęliśmy modlitwę, którą znów zakłócał wspomniany wyżej mężczyzna. Wsiadł do auta zaparkowanego ma miejscu służbowym pracowników szpitala, umieszczonego naprzeciw wejścia głównego, głośno odtwarzał muzykę i kolejno, to opuszczał, to podnosił szybę. Następnie wolno przejechał obok nas i zatrzymał się kilka metrów dalej. Interweniowaliśmy u policjantów, którzy nie kwapili się z wypełnianiem obowiązków ochrony zgromadzenia. Ostatecznie człowiek ten został spisany i odjechał.
Nie trzeba było gasić zniczy, same zgasły, jak niejedno maleńkie dziecko abortowane w tym szpitalu.