Jestem ojcem zabitego dziecka

Jestem ojcem martwego dziecka. Ostatnio codziennie to do mnie wraca, choć minęło już tyle lat.

Nawet nie znam jego płci. Niestety moja wola, moje zapewnienia i moje dziecko… Dla niej to nic nie znaczyło. Było problemem, przeszkodą.

Z matką mojego zabitego dziecka nie planowaliśmy rodzicielstwa. Byliśmy młodzi, wolni, spragnieni życia. Jasne, że wiedzieliśmy, czym może się skończyć nieużywanie antykoncepcji. Jednak jakoś to nie trafiało to do naszej świadomości. Czy to było odpowiedzialne? Odpowiedzialność to liczenie się ze swoimi decyzjami. Nawet tymi głupimi. To było głupie z naszej strony.

Niestety tylko ja chciałem wziąć odpowiedzialność za to nowe, niewinne, ludzkie życie. Dwie kreski spadły na nas jak grom z jasnego nieba. Nasz świat się nagle zawalił na te nasze głupie głowy. Ona bez stałej pracy. Z mojej wypłaty ledwie starczało na nas dwoje. Tyle dobrego, że mieliśmy gdzie mieszkać. Dalibyśmy radę. Skromnie, bo skromnie. Oczywiście, że były łzy. Moje i jej. Były rozmowy poprzez te łzy. Dramat. Choć bywało między nami różnie, to chyba właśnie wtedy byłem najbliżej niej. Najbliżej nas – troje. Niestety tylko ja.

Nie chciała tego dziecka. Prosiłem, by „tego” nie robiła. Zapewniałem, że damy radę. Błagałem ze łzami. Aborcjoniści mówią, że nieplanowana ciąża to ogromna tragedia, że decyzja o aborcji nigdy nie jest łatwa. Mają rację! Wiem to po sobie. Nawet jeśli ktoś nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje decyzje i decyduje się na aborcję, to wybiera to mniejsze dla siebie zło. „Mniejsze”, choć i tak normalnemu człowiekowi pozostawia to ślad na całe życie.

Niestety ja nie miałem możliwości wybrania dla siebie tego mniejszego zła. Matka mojego dziecka wybrała za mnie. Wbrew mnie. Większe zło. Czy to nie aborcjonisci nazywają się pro-choice i są za wyborem?! To zwykły gwałt. Nie tylko na dziecku!

Nie wyobrażałem sobie nawet, by ją zawieźć na zabieg. Choć nalegała. Miała go mieć w większym mieście. Miałbym tam jeszcze na nią czekać. Nic nie czuć. Oczywiście miała do mnie wyrzuty, że jej nie pomogłem. Nie potrafiłem. Nie rozumiała. Przecież to tragedia tylko dla niej. Zawiózł ją mój przyjaciel. Nie wiem, czy mu powiedziała, o co dokładnie chodzi, a ja nie chciałem go w to mieszać. Czekałem na nią kilka godzin. Sam w domu. Rozbity. Wbity w ścianę. Najbliższa mi osoba zabijała właśnie moje dziecko. Wbrew mnie. Katatonia.

Aborcja to tylko sprawa kobiet? W tych rozmowach przez łzy nawet przez chwilę nie zwątpiła w swoją decyzję. Też nie próbowała jakoś tego mi wytłumaczyć, czy przekonać do swojej decyzji. Staram się wierzyć, jakoś to sobie tłumaczyć, że w obliczu tego dramatu i mnie potraktowała przedmiotowo. Osoba, którą kochałem… Bo to jej ciało. „Bo to nie moja sprawa”. Gwałt pozostawiający dziurę w moim wnętrzu. Bez poszanowania jakichkolwiek moich praw, jakiegokolwiek obowiązku wobec mnie, by choć starać się wytłumaczyć. „Jesteśmy odpowiedzialni za tych, których oswoiliśmy”. Jesteśmy?

Cholera… to już tyle lat. I te myśli, czy mogłem zrobić coś więcej. Wyrzuty, że zawiodłem, że nie potrafiłem zostać ojcem – żywego dziecka.

Nadal nie mam na tyle odwagi, by napisać to pod swoim nazwiskiem. Choć wiem, że gdybym mówił to wprost, wszędzie, to może by to do kogoś to trafiło. Uchroniło choć jedno życie. Czuję się winny i z tego powodu. Ale jestem facetem. Muszę z tym żyć. Przecież w tym aspekcie nie ma miejsca na mój głos. Nie mam prawa do tych uczuć. Tylko skąd te łzy, kiedy to piszę?

Z serca Was pozdrawiam. Nie ustawajmy wszyscy w mówieniu prawdy. Liczę na Was.

Jan

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN