Tymczasem po około roku okazuje się, że taka niczym nieograniczona aborcja stała się powodem wzrostu przestępczości i przemocy wobec kobiet. Dużo częściej były one bowiem zmuszane do aborcji przez swoją rodzinę lub partnerów. Powodem był między innymi fakt, że żeby zabić swoje dziecko, nie trzeba było nawet odwiedzać lekarza.
W Anglii i Walii tylko w zeszłym roku zamordowano w wyniku aborcji ponad 210 tys. nienarodzonych dzieci. Jest to więc kraj na wskroś proaborcyjny, a jednak nawet tutaj protestuje się przeciwko takiemu prawu aborcyjnemu. Ponad 600 lekarzy zaapelowało do brytyjskiego premiera o natychmiastowe unieważnienie legalności domowej aborcji. Szczególnie że brytyjski rząd zaproponował trwałą legalizację tego procederu.
Pozostaje cieszyć się, że przemoc dokonywana na kobietach zahamowała zapędy choć niektórych, bo przecież aborcjonistów najczęściej taka przemoc nie interesuje. Nawet w naszym kraju. „Co ciekawe, jedna piąta wszystkich rozmówców to mężczyźni. Dzwonią, bo chcą wspierać swoje partnerki albo czują odpowiedzialność za organizację tabletek.” – opowiadały członkinie aborcyjnego killing teamu, które nawet nie zainteresowały się tym, ilu z tych mężczyzn po prostu swoją kobietę do aborcji zmusiło. Wolały przymknąć oczy, by aborcyjny biznes się zgadzał.
O przemocy na dzieciach nie pomyślał już chyba nikt.