Proaborcyjni politycy, działacze społeczni i dziennikarze nie mogą znieść akcji antyaborcyjnych, których celem jest ratowanie dzieci i ich bliskich przed piekłem aborcji. Prawda o aborcji niesie ocalenie również tym, którzy uciekają przed piekłem wojny. Tego aborcjoniści też przełknąć nie mogą.

Jedna z form skutecznej walki o pokój to walka z aborcją, która jest największym ludobójstwem we współczesnym świecie. Taka forma walki o pokój nie pasuje wszelkiej maści aborcjonistom i dają oni temu wyraz. Skuteczną metodą zapobiegania zabijaniu dzieci poczętych jest pokazywanie efektów „zabiegu”, który zdaniem piewców tzw. praw reprodukcyjnych jest ok i ma być powszechnie dostępny bez ograniczeń dla każdego, także dla kobiet uciekających przed wojną. Proaborcyjni politycy, działacze społeczni, dziennikarze i inni zwolennicy zabójstw prenatalnych ubolewają nad tym, że w zasięgu wzroku ludzi uciekających od koszmaru wojny znajdują się zdjęcia ofiar aborcji.

W ubiegły poniedziałek 21 marca posłowie Daria Gosek-Popiołek (Partia Razem), Maciej Gdula (Nowa Lewica), radny miasta Krakowa Dominik Jaśkowiec (PO) oraz Ewa Owerczuk (Partia Razem) wystosowali do prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego apel, w którym zwracają się do niego o wprowadzenie zakazu prezentowania drastycznych treści w miejscach szczególnie uczęszczanych przez uchodźców i ich dzieci. Rzecz jasna chodzi tu wyłącznie o treści antyaborcyjne. Inne drastyczne obrazy znajdujące się w przestrzeni publicznej nie są już przedmiotem oburzenia autorów ww. apelu. A takich przecież nie brakuje, choćby tych przedstawiających wymierzanie sprawiedliwości inicjatorowi napaści na Ukrainę.

„Zatroskana” o stan psychiczny ofiar wojny posłanka Gosek-Popiołek podczas konferencji prasowej pod siedzibą UMK powiedziała „(…) Otworzyliśmy się na ludzi, którzy przeszli przez piekło. Nie możemy pozwolić, by w jakikolwiek sposób ponownie te osoby traumatyzować – a tym właśnie jest udzielanie zgody na to, by wychodząc z punktów pomocy, z dworca, byli zmuszeni oglądać plakaty przedstawiające zwłoki, krew, makabryczne sceny(…)”.
Gdyby troska ze strony autorki tych słów o stan psychiczny straumatyzowanych wojną kobiet była autentyczna, wówczas nie domagałaby się razem swoimi towarzyszkami i towarzyszami zapewniania im możliwości zabijania własnych dzieci. Zrobiłaby wszystko, aby nie narażać dzieci na okrutną śmierć a ich matek na tragiczne skutki uboczne takich działań.

Nie chcą widzieć efektów aborcji, ale walczą o prawo do zabijania nienarodzonych

Skoro zdjęcia efektów procedury aborcyjnej są tak straszne i tak traumatyzujące, to jaki wpływ na psychikę człowieka musi mieć sama procedura? Tego zwolennicy mordowania dzieci poczętych już nie chcą widzieć.

Przejęta brakiem nieskrępowanego dostępu do aborcji Ewa Owerczuk skonstatowała: „(…) Ukraina ma o wiele bardziej liberalne prawo aborcyjne niż Polska. Ukrainki, tak jak Polki, nie powinny być pozbawione prawa do wyboru – powinny mieć dostęp do rzetelnych informacji i faktów, a nie manipulacji i kłamstw (…)”. Jakimś dziwnym trafem pani Owerczuk nie pofatygowała się, by zaprezentować dowody rzeczowe potwierdzające jej tezę o tym, że treści prezentowane przez organizacje antyaborcyjne są kłamstwem i manipulacją.

Wśród osób uciekających przez wojną są również i takie, które osobiście nie doświadczyły bombardowań, ostrzałów, ale zapewne widziały makabryczne zdjęcia z sąsiednich miast czy wsi i w trosce o życie własne i swoich dzieci postanowiły opuścić miejsce zamieszkania. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia skutków działań wojennych, by się porządnie wystraszyć i podjąć wysiłek w celu uniknięcia śmierci oraz ochrony przed nią innych. Analogiczne działanie mają zdjęcia ofiar aborcji. Wiele osób zobaczywszy makabryczne skutki tego „zabiegu”, nie chce już takiego losu dla swojego dziecka. Chęć ochronienia dziecka i siebie samej przed koszmarem jest czymś naturalnym i w pełni zrozumiałym.

Pokazując prawdę o aborcji, umożliwiamy niejednej matce ocalenie jej dziecka przed okrutna śmiercią, a jej samej ucieczkę przed piekłem syndromu postaborcyjnego. A tymczasem zwolennicy mordowania dzieci poczętych żądający zakazu akcji antyaborcyjnych chcą, aby kobiety uciekające przed piekłem wojny zmierzały do kolejnego piekła jakim jest zamordowanie własnego dziecka. Iście szatańska taktyka.

Mentalność aborcyjna

W artykule na łamach Gazety Wyborczej z dnia 21 marca br. poświęconym tematyce żądania zakazu prezentowania banerów antyaborcyjnych autorka umieściła śródtytuł „Ukrainki straszone aborcją, która w Ukrainie jest legalna”. Trudno odmówić jej racji. Aborcja jest straszna, a pokazanie jej efektów ma właśnie od niej odstraszać. Tak, straszymy aborcją, pokazując jej prawdziwe oblicze. Tego właśnie nie mogą znieść zwolennicy zabijania najmłodszych dzieci, którzy aborcje prezentują w ładnym różowym opakowaniu.

Na Ukrainie jest silnie zakorzeniona mentalność aborcyjna, świadczy o tym permisywne prawo oraz bardzo wysokie statystyki zabójstw prenatalnych. Rzadko kiedy Ukraińcy w swoim kraju mieli okazję zobaczyć, czym tak naprawdę jest tzw. przerwanie ciąży. W Polsce mają taką możliwość i dzięki temu mogą ocalić dzieci, a także samych siebie.

Pomimo stawianych nam przeszkód i wielkiego oburzenia szerokorozumianej lewicy, nie zaprzestaniemy ratowania dzieci i ich bliskich przed kolejnym piekłem doczesnym, a niekiedy również wiecznym.

Więcej interesujących treści

kobiety do więzienia

Otwarta walka jest lepsza niż milczące przyzwolenie

Ikona i bohaterka ruchu pro-life, 76-letnia Kanadyjka Linda Gibbons, która odbywa aktualnie karę bezwzględnego pozbawienia wolności za walkę o nienarodzone dzieci, napisała z więzienia poruszający

Rozważania Adwentowe 2024 #001

„Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym” Łk 21,36

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN