Transparenty uczestników tegorocznej krakowskiej Manify przedstawiały wiele ciekawych haseł. Niektóre z nich były nawet zabawne, innymi – na poważnie – mógłby się zainteresować lekarz psychiatra, ale to właśnie plakat prezentujący okrutną prawdę o aborcji otrzymał oklaski od grupy przechodniów złożonej z mężczyzn, kobiet i dzieci.
Święto kobiet, postrzegane niegdyś jako dzień szczególnej czci wobec niewiasty, honorowanej również za trud włożony w wychowanie dzieci, od kilku lat jest okazją do manifestowania feministycznych haseł, jakże często proaborcyjnych w swojej treści. Tegoroczna krakowska Manifa istotnie wzięła na sztandary przesłanie genderowego absurdu. W samo południe, pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Rynku Głównym wyrosły „kwiatki” rodem z powieści since fiction. Mogliśmy się dowiedzieć na przykład, że ‘każdy ma swój gender’, ‘kobiety robią rewolucję, a nie kawę’, ‘no women, no kraj’,’myślę, więc jestem feministka’, ‘każdy czasem bywa kobietą’,’sam się baw lalkami’.
Wydarzeniu patronował „duchowy przywódca” wszelkiej maści ateistów i antyklerykałów, zwolennik różnych Ruchów Janusza Palikota i jednocześnie wykładowca naszej Alma Mater Jagiellonica, bioetyk i filozof – prof. dr hab. Jan Hartman.
Po odśpiewaniu hymnu brytyjskich sufrażystek, „The March of the Women”, nota bene, przeciwnych zabijaniu nienarodzonych, dzielne kobiety, które garów się nie tykają, zaczęły bić w bębny marszowy rytm. Myliłby się jednak postronny obserwator myśląc, że niewiasty te postanowiły położyć kres dyskryminacji, nierówności i przemocy wobec kobiet, gdyż ta w szczególny sposób dotyka tych najmniejszych, najbardziej bezbronnych, jeszcze nienarodzonych.
Prawdę o zbrodniczym charakterze feministycznych haseł domagających się prawa kobiet do zabijania swoich dzieci, postanowili przypomnieć wolontariusze Fundacji Pro – prawo do życia. Trzymane przez pro-liferów plakaty ukazywały makabryczne oblicze aborcji. Opatrzone też zostały edukacyjnym komentarzem – o kobiecym wymiarze tej zbrodni!
Pomimo skrajnie odmiennych poglądów i postaw uczestników sąsiadujących ze sobą zgromadzeń, nie doszło do konfrontacji. Działacze na rzecz obrony poczętych dzieci zostali zaatakowani (tym razem, paradoksalnie) przez tradycyjnie przychylne nam kobiety – mamę z trójką małych dzieci i starszą panią. Kiedy kolumna marszowa złożona z rozkrzyczanych bojowniczek wyruszyła z Rynku, kierując się w stronę Plant, do manifestantów dołączyła – oddzielona kordonem policji – grupka obrońców życia, z plakatami. Nasza obecność wprawiała w prawdziwe zakłopotanie wielu przechodniów, przyzwyczajonych do proaborcyjnej retoryki feministek.
Miejscem przeznaczenia marszowników okazał się Plac Szczepański, gdzie odbyły się mowy końcowo – wiecowe. Do nas również zostało skierowane słowo, w którym było zaproszenie do włączenia się w to wydarzenie, jednak … warunkiem tej wątpliwej nobilitacji, było złożenie broni w walce o tę prawdę, jaką jest prawda o aborcji.
Ostatecznie …. było to nasze zwycięstwo!
{flike}