Joasia przyszła na świat w 27 tygodniu i rzeczywiście, wiele wskazuje na to, że chciano ją zabić, a przynajmniej od początku nie przejmowano się jej życiem. Matka jasnowłosej dziewczynki rodziła ją bowiem, mając 3,5 promila alkoholu w organizmie. Znaleziono ją nieprzytomną, akurat gdy rozpoczęła się akcja porodowa.
Co nas dziwi w opisanej sprawie? Dzień wcześniej ta sama Wyborcza zamieściła artykuł reklamujący organizację aborcyjną, która pomaga w zabiciu nienarodzonego dziecka. Ubolewano w nim, że takie zabicie jest bardzo trudne, bo mąż może się zorientować, a w dodatku pandemia i „okrutne” polskie prawo aborcyjne nie ułatwia sprawy.
Gdyby więc kobieta, zamiast pić alkohol, wzięła pigułki aborcyjne albo pojechała za granicę, Wyborcza pisałaby o niej jak o „bohaterce” korzystającej z praw przysługujących jej płci. Nawet jeśli pigułki nie zadziałałyby, a dziewczynka wskutek prób aborcji urodziła się niepełnosprawna, jak to się już w Polsce działo, wciąż nie stanowiłoby to problemu. Problem jednak pojawia się, gdy matka próbuje zabić dziecko alkoholem. Dlaczego? Jaka logika stoi za takim rozumowaniem?
Joasia czeka na rodzinę. Lekarze ze szpitala im. Madurowicza są gotowi skontaktować chętnych rodziców z ośrodkiem, w którym przebywa dziewczynka. Pozostaje mieć nadzieję, że z redakcyjnej hipokryzji wyniknie dobro i porzucone dziecko znajdzie rodzinę.