List studentki do abortera

Studentka, która jest w rzeczywistości ocaleńcem, pisze list do abortera. O czym chciałaby z nim przede wszystkim porozmawiać?

Drogi lekarzu aborterze, droga lekarko, 

zapewne doszły do Was wieści o sprawie ze Starogardu, gdzie skazana na prace społeczne została wielodzietna mama, nazywająca lekarza dokonującego aborcji „aborterem”. Jej synek urodził się zdrowy, jednak podejrzewano u niego zespół Downa – tyle wystarczyło, by namawiać tę kobietę do aborcji. Ja sama miałam zostać abortowana, wiem to od siedemnastego roku życia. Od tego czasu nie przejdę obojętnie obok kwestii aborcji, chociaż przyznam uczciwie, że ta informacja, to przeklęte fatum, moje poglądy na ten temat zdefiniowało. 

Drogi lekarzu, który był gotowy usunąć ciążę, w wyniku której przyszłam na świat. 

Chciałabym Cię zaprosić na kawę. Ja piję czarną. Może inne dziecko, które nie miało tyle szczęścia i je usunąłeś podałoby Ci kawę ze spienionym mlekiem. Nie twierdzę, że podeszłabym do Ciebie z uśmiechem na twarzy, chociaż nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała.  

Nie przysięgnę, że nie zadawałabym Ci pytań „Dlaczego? Z jakiej racji? Gdzie Twoje zasady moralne? Gdzie człowieczeństwo? Ile na tym zarabiasz i czy chociaż wtedy, gdy zabijałeś moich nienarodzonych kolegów, koleżanki, przyjaciół, współpracowników a przynajmniej rodaków albo w ogóle nieznajomych, Twoje dzieci miały dzięki wręczanym Ci łapówkom za „usunięcie wyrostka” na papierze co jeść?”. 

Nie obiecam Ci, że Cię nie ocenię. Może wybuchnę emocjami, płaczem, gniewem i histerią, bo jestem tylko pełnoletnią już, ale dziewczynką, która swoich błędów narobiła tyle, że nie starczyłoby mi zarwanej nocy, by wszystkich poprzepraszać. Chciałabym – mówiąc o scenariuszu idealnym – z Tobą porozmawiać. Powiedzieć Ci, że półtora roku temu wzięłam kota i że mówię w jednym z najtrudniejszych języków na tym kontynencie. Pochwaliłabym Ci się swoimi podróżami, może nawet dałabym Ci jakiś magnes na lodówkę – jeszcze pewnie mi kilka zostało, chociaż rozchodzą się szybko, mam sporo znajomych. Żywych znajomych, którzy też kiedyś musieli się urodzić. 

Może masz syna albo córkę. Może nieświadomie Twoje dziecko kiedyś ze mną rozmawiało, kiedyś ze mną pisało egzamin albo poszło na piwo. Może nawet mnie polubiło. 

Może, drogi lekarzu aborterze, jesteś lekarką. Może jako ginekolożka poradziłabyś mi coś w kwestii menstruacyjnych wahań nastroju albo doradziła, jaki wtedy stosować lek na trądzik. 

Może usiedlibyśmy sobie przy cieście – piekę świetne ciasta, zawsze się nimi dzielę z bliskimi. Może poleciłabym Ci jakąś książkę, może chociaż spojrzałbyś mi w oczy, usłyszał mój głos i próbował – patrząc w moje czarne jak węgiel oczy – przekonać mnie, że aborcja jest prawem kobiety. 

A może byśmy się nie polubili. Może mój kot by Cię podrapał, moje ciasta okazałyby się w Twoim odczuciu niedobre i nie za słodkie a kierunki wakacyjne, które wybieram uznałbyś za szpetne i nieinteresujące. Może jesteśmy innymi ludźmi, bo Ty chciałbyś wyjść ze mną na rower a ja wolałabym wyjść na spacer. Może patrząc w moje oczy stwierdziłbyś nawet, że gdybyś mógł być bezkarny zabiłbyś mnie?  

Może zabiłbyś mnie za niedosłodzony ser w serniku? 

Może za mojego kota? 

Może za to, że nie popieram aborcji? 

Może za to, że mam popsute zęby i nie wymawiam „r”? 

A może nie przekonałeś się, że inne dziecko, które zabiłeś mogło w przyszłości wziąć psa, wymawiać „r” i mieć piękne, niebieskie oczy. Nie przekonasz się o tym już nigdy, chyba, że po śmierci – chociaż moja relacja z wizją życia pozagrobowego dobra nie jest i zapewne podobnie jak Ty unikam tematów okołoreligijnych, ale wiem, że zakaz aborcji nie jest kwestią wiary i poglądów a podstawowego prawa moralnego, podobnie jak sprzeciw wobec gwałtu czy pedofilii. 

Może to dziecko nazwałoby Cię lekarzem-aborterem. Swoją drogą, nawet rozumiem Twojego kolegę po fachu – człowiek, który piecze chleb jest nazywany piekarzem, lekarz, który dokonuje aborcji jest nazywany aborterem, ale przed piekarzem się nie przestrzega. Przed ludźmi z krwią na rękach przestrzegać się powinno – mówiąc prawdę i nazywając lekarzy dokonujących aborcji po imieniu – aborterami. Przypomnij sobie o tych słowach, gdy w krzyżówce będzie hasło związane z Hipokratesem – który wiedział, że po pierwsze lekarz nie powinien szkodzić. 

Nigdy się zapewne nie poznamy, no chyba, że nieświadomie. Nie podpiszę się pod tym listem, może część najbliższych znajomych, którzy go czytają rozpoznają, kim jestem i mam nadzieję, że mojej tożsamości nie ujawnią. Mogę być każdą osobą na ulicy – niejedna matka postawiona pod ścianą rozważała aborcję albo była do niej nakłaniana. I przechodząc obok każdego człowieka, którego spotkasz w drodze na przystanek albo wychodząc ze swojego pięknego auta, pomyśl proszę, że jego też mogłeś zabić.  

Z wyrazami szacunku do Ciebie i etyki lekarskiej,
Studentka

Uważasz, że to ważne? Udostępnij znajomym:

Więcej interesujących treści

chelsea clinton

Chelsea Clinton: Zabijanie dzieci dobre dla ekonomii

Chelsea Clinton wzięła wraz z kilkoma innymi propagatorkami aborcji udział w panelu „Wolność reprodukcyjna: dobra dla pracowników, dobra dla biznesu”. Stawiała tam tezę, według której

List do przyjaciół: Kolejni liderzy LGBT pedofilami

Kolejny lider organizacji LGBT okazał się pedofilem. Sąd w Wielkiej Brytanii skazał aktywistę „dumy gejowskiej” za gwałt na 12-letnim chłopcu oraz tworzenie dziecięcej pornografii. Winnym

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN