I tak w mediach pojawiła się informacja o pani Justynie, która zmarła podczas porodu martwego dziecka w 5 miesiącu ciąży. Z artykułu możemy się dowiedzieć w teorii wiele, w praktyce jednak nic. Po kolei jednak. Co wiemy o sprawie Justyny Szymury?
Jak wynika z doniesień, pani Justyna rodziła martwe już dziecko. Średnio rozgarnięty szympans wie, że poród martwego dziecka prawnie aborcją nie jest. Nawet jeśli dziecko jeszcze żyło, poród się rozpoczął i nie dało się go powstrzymać. Sprawa nie ma więc NIC WSPÓLNEGO z wyrokiem TK – chwalebnym zresztą.
Pani Justyna Szymura była po dwóch cesarskich cięciach, w tym jedno wykonano rok przed tym, gdy po raz trzeci zaszła w ciążę. Cesarskie cięcia nie są obojętne dla układu rozrodczego, stan po dwóch „cesarkach” zwiększa ryzyko pęknięcia macicy. W obecnych czasach nieznacznie, ale jednak. Po „cesarce” zaleca się nie zachodzić w ciążę przez jakiś czas – jeśli jednak to nastąpi, najczęściej wszystko kończy się dobrze. Nawet pęknięcie macicy, choć jest stanem zagrażającym życiu, nie musi skutkować śmiercią. Odnośnie pani Justyny, nie wiemy też, jakie pozaciążowe dolegliwości towarzyszyły kobiecie i czy mogły stać się przyczyną śmierci.
Po co wyciągnięto tę historię?
Nie wiemy natomiast czy w przypadku pani Justyny Szymury powinno się wykonać cesarskie cięcie. Teoretycznie martwe dzieci rodzi się naturalnie, między innymi właśnie dlatego, że w dużo mniejszym stopniu obciąża to matkę. Nie wiemy jednak czy po dwóch cesarskich cięciach postępowanie jest takie samo. Tym samym nie wiemy czy lekarze popełnili błąd, czy może kobiety, tak samo jak w przypadku słynnej „Izabeli z Pszczyny”, nie dopilnowano… Czy z punktu widzenia lekarzy wszystko zostało zrobione jak należy. Jeśli historia wygląda tak, jak opisał ją narzeczony pani Szymury, zaniedbaniem było z pewnością podejście do bliskich – brak czasu, by wyjaśnić przyczyny śmierci i krótki czas na pożegnanie się ze zmarłą już kobietą.
Oczywiście może być tak, że komuś kolejna wyciągnięta przez aborcjonistów historia zmroziła krew w żyłach i sprawiła, że ciąża stała się czymś przerażającym. Po to właśnie ujrzała światło dzienne w tym kształcie i została skomentowana przez odpowiednich proaborcyjnych aktywistów. Każdego dnia przechodzimy przez ulicę, gotujemy obiady, schodzimy po schodach itp. Prawdopodobieństwo, że zabiją nas czynności dnia codziennego, jest o wiele większe, niż prawdopodobieństwo zgonu na porodówce.
Pamiętajmy, że jesteśmy śmiertelni. Ludzie nie budzą się po narkozie u stomatologa, umierają na zapalenie płuc, w wypadkach samochodowych, po prostu umierają. Większość z nas dożyje pewnie starości. Praktycznie wszystkie rodzące w naszym kraju przeżyją ciążę i własny poród. A już z pewnością więcej kobiet przeżyje poród, niż aborcję, która rzeczywiście jest niebezpieczna.
Ta historia została wyciągnięta po to, by kobiety się bały. Głównie w tym celu – dla irracjonalnego strachu.