Ta ostania teza oprócz absurdalności, polegającej na założeniu, że układ nerwowy zaczyna działać po wyjęciu z łona matki, stoi w sprzeczności z najnowszymi badaniami naukowymi. Według Amerykańskiego Kolegium Pediatrów dzieci zaczynają czuć ból już w 10 tygodniu życia (12 tydzień ciąży) lub wcześniej.
Wpisuje się to jednak w całą proaborcyjną narrację, która zakłada, że dziecko ma być martwe. Celem nie jest czyjeś dobro, a nawet zakończenie ciąży, którego przecież można dokonać poprzez indukcję porodu czy cięcie cesarskie. Celem jest martwe dziecko, celem jest by dziecko nie urodziło się z „oznakami życia”. Żadna tortura nie jest dla nich zbyt wielka, żadna metoda zbyt okrutna. Każdy sposób wydarcia duszy z ciała dziecka jest dla nich pożądany.
To diabelskie podejście nie jest jednak wiążące dla Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników, choć jest ono członkiem FIGO. Jego prezes, prof. Sieroszewski rozumie różnicę pomiędzy zakończeniem ciąży, a celowym atakiem na dziecko. Oby każdy ginekolog w Polsce rozumiał, że dziecko poczęte jest też jego pacjentem.
Źródło: https://www.rp.pl/…