Warto na tym tle przyjrzeć się skutkom realizacji idei „katolicyzmu otwartego”. Będzie to tym łatwiejsze, że realizacja tej idei trwa w wielu miejscach od 60 lat, a jej skutki są niestety aż nadto widoczne.
Na pierwszy rzut oka idea „Kościoła otwartego” wydaje się atrakcyjna. Kościół jako wspólnota, która przyjmuje każdego, który chce do niej wejść, niektórym wydaje się rzeczą wspaniałą. Problem polega na tym, że całkowite otwarcie musi doprowadzić do zniszczenia tożsamości i to właśnie obserwujemy w Kościołach Zachodu, które „otwartość” wdrożyły. Parafrazując słowa świętego Pawła: „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego nie ma już mężczyzny ani kobiety”, można powiedzieć z pewną przesadą, że w „kościołach otwartych” nie ma już chrześcijan, są za to aktywiści społeczni, pragnący zbudować Nowy Wspaniały Świat, w którym Zbawiciel nie jest już potrzebny. Sprzeczność tej koncepcji z Ewangelią Jezusa Chrystusa została wykazana przez wielu teologów, ja zaś zajmę się pokazaniem jej tragicznych skutków społecznych.
Pierwszym postulatem „katolików otwartych” było zakwestionowanie przykazania „nie cudzołóż”. Skutkiem akceptacji cudzołóstwa było oczywiście osłabienie więzi małżeńskich i rozmnożenie niepożądanych ciąż. Następnym logicznym krokiem było więc zalegalizowanie rozwodów i zabijanie niechcianych dzieci. Jeśli można cudzołożyć będąc chrześcijaninem, to po co się żenić? Takie pytanie zadaje sobie wielu młodych i odrzuca małżeństwo. Odpowiedzią na zanik małżeństwa ze strony „katolików otwartych” jest afirmacja cudzołóstwa, tym razem z pieczątka watykańską.
Skutkiem anulowania przykazania „nie cudzołóż” jest również rozmnożenie uzależnionych od seksu i zboczeń wszelakich. Odpowiedzią „otwartych” jest jeszcze większa otwartość. Wydaje ci się, że twoja płeć jest niezgodna z twoim wyposażeniem biologicznym? Wydaje ci się, że jesteś w ogóle bezpłciowy? Twoje upodobania seksualne były zawsze uważane za patologię? Nie ma problemu! „Kościół otwarty” przyjmie cię z wielką radością, przecież celnicy i cudzołożnice wchodzą przed faryzeuszami do Królestwa Niebieskiego. Im większe masz problemy tym lepiej! Wprawdzie Pan Jezus (i Kościół przez 2 tysiące lat), przyjmował grzeszników wzywając ich do nawrócenia, ale Papież Franciszek i kardynał Fernandez przezwyciężyli „mentalność odrzucenia” i przyjmują wszystkich, nie żądając od nich niczego.
Takie podejście nie rozwiązuje jednak problemów, ale mnoży je. Ludzie odrzucający Dekalog, który można nazwać instrukcją obsługi człowieka, mają w następnym kroku skłonność do odrzucenia obiektywnej rzeczywistości. Małżonkowie, którzy nie dochowują wierności, okłamują samych siebie i krzywdzą swoje dzieci. Młodzi, których nie ostrzega się przed skutkami nieczystości, nie potrafią budować trwałych relacji. Uzależnieni od uwłaczających człowieczeństwu nałogów seksualnych wykorzystują seksualnie dzieci, a inni popadają w problemy psychiczne. Kardynał Fernandez wzywa do błogosławieństwa związków homoseksualnych i akceptuje handel dziećmi w ramach tzw. surogacji. Dzieci i młodzież, którym mówi się, że mogą dowolnie wybierać sobie płeć i angażować się w jakie chcą relacje seksualne, okaleczają się i popadają w depresje, a często podejmują próby samobójcze. Konfesjonały są puste, za to oddziały psychiatryczne pełne.
Podsumowując: społeczne skutki „katolicyzmu otwartego” to miliony rozbitych małżeństw, setki milionów zamordowanych przez aborcję dzieci, dziesiątki milionów nieślubnych dzieci, którym odebrano prawo do wzrastania w normalnej rodzinie, dziesiątki milionów dzieci sprzedawanych jako niewolnicy seksualni, dziesiątki tysięcy młodych, okaleczonych przez lekarzy, bo wydawało im się, że ich płeć biologiczna jest niewłaściwa. Miliony młodych w depresji, bo „otwarci” przekonali ich, że grzech jest OK, a spowiedź niepotrzebna.
Pasterze, którzy w ramach „nadążania za światem” akceptują grzech, sprzeniewierzają się swojej misji. Mieli sprzeciwiać się grzechowi i leczyć grzeszników. Zamiast tego propagują grzech, a grzeszników zostawiają na jego pastwę. „Teologia czułości”, o której tak wiele słyszymy ostatnio, zachęca rzesze ludzi do trwania w grzechu i przez to skazuje ich na cierpienia w życiu doczesnym. Co gorsza naraża ich na potępienie. Trzeba niegodnym pasterzom przypominać słowa Pana Jezusa: Lecz kto by się stał powodem grzechu jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza.