W takim przypadku media milkną. Dopiero gdy temat nabrzmieje w mediach społecznościowych do rozmiarów toczącej się kuli, którą trudno zatrzymać, portale łaskawie napiszą artykuł „dla uczciwości” lub nakręcą krótki dokument. Zapomnieć można o śledzeniu tematu przez dziennikarzy. Dlatego właśnie powstał film dokumentalny „Bagno”.
„Bagno”, wbrew pozorom, nie jest o Krzysztofie S., producencie programu „Tęczowy Music Box”, który przez około 50 lat miał wykorzystywać seksualnie dzieci. O tym był poprzedni dokument – my również nie pominęliśmy wtedy tej sprawy. A jednak reportaż przypomina, że mężczyzna był osobą wpływową, mówiło się o jego znajomościach z kręgami prokuratorskimi oraz politycznymi. Czy miały one wpływ na to, że w październiku 2019 r. warszawski Sąd Okręgowy na dwa miesiące zakazał dziennikarzowi Mariuszowi Zielke publikowania informacji o zarzutach pedofilii? Tego nie wiemy. Wiemy za to, że autor dokumentu dotarł do aż 40 osób, które twierdzą, że są ofiarami Krzysztofa S.
Tym razem Mariusz Zielke próbuje dociec, dlaczego nikt nie wziął od niego tematu znanego pedofila. Konkrety podane były na tacy, dziennikarze o sprawie mieli wiedzieć. Mimo to nie pisali. Każe zmierzyć się z tą prawdą konkretnym redaktorom, dziennikarzom, którzy niejednokrotnie również są „celebrytami”. Pyta „dlaczego?” Odpowiedzi są różne.
Przecież nie możemy pisać o wszystkim!
Piotr Pacewicz z „Oko Press” stwierdził, że nie wszystkim można się przecież zająć i oburza się na oskarżenia o przemilczanie tematu. Istotnie temat znanego mężczyzny, który przez kilkadziesiąt lat molestował i gwałcił dzieci, nie jest ważny… Co „zabawne”, w Google można znaleźć napisany przez „Oko Press”, w odpowiedzi na oskarżenia, świetnie wypozycjonowany artykuł na temat dokumentu, w którym oskarża się Zielke o… współpracę z reżimowymi mediami oraz przypomina, że „Wyborcza” opublikowała reportaż w tej sprawie „zaledwie” dwa tygodnie po ujawnieniu afery. A więc w opinii redaktorów Oko Press sprawy nie tuszowała.
Podobnie tłumaczy się Węglarczyk z Onetu, oburzając się, że on po prostu nie ma czasu. Tłumaczenia innych są podobne. TVN sprawę wręcz umniejszał! W „Dzień Dobry TVN” usłyszeliśmy: „Sam Krzysztof Sadowski powiedział, że on jest niewinny, że te zarzuty tak naprawdę wymyśla jedna osoba, której odmówił pomocy i która tej pomocy od niego oczekiwała, to miała być pomoc finansowa„.
Pada także pytania o działania prokuratury. Mimo ewidentnych dowodów, wszystko zmierzało nie do ukarania Krzysztofa S., a do umorzenia sprawy i w dodatku do zamknięcia ust tym, którzy o nim mówią!
Cytaty ofiar brzmią niczym koszmar
„Miałam 12 lat. Przyszedł w nocy powiedzieć „dobranoc”. Zaczął mnie łaskotać. Włożył ręce tam, gdzie nie powinien i ja mu powiedziałam: „Nie. Przestań”. Przestał, ale przesiadł się na łóżko do tej drugiej dziewczynki, włożył jej ręce pod kołdrę i robił to aż do chwili, gdy ona zaczęła płakać. Wtedy wstał i wyszedł.” – to jedna z wielu wypowiedzi ofiar Krzysztofa S. O wszystkich nie wiemy, a biorąc pod uwagę fakt, że niektóre dzieci miały być nawet nie molestowane, a wprost gwałcone, bardzo prawdopodobne, że nie wytrzymały dalszego życia z takim brzemieniem…
Faktycznie trudno byłoby skazać Krzysztofa S. jeśli stał na czele przemysłu medialnego i miał tak szerokie znajomości. Mógł wszystko. Przecież to, co robił, nie było tajemnicą! O jego obrzydliwych skłonnościach mówiono w kontekście… towarzyskiej anegdotki! To, że „dotykał dzieci”, było tajemnicą poliszynela. Media mogły zrobić coś dobrego – przerwać zmowę milczenia. Wspólnie zapytać, kto wiedział, dlaczego nic nie zrobił i dlaczego śledztwo toczy się tak, by Krzysztofa zostawić w spokoju.
Zamiast tego wolały iść na wojnę z Kościołem, co również zostało pokazane w dokumencie. I nie, wojną z Kościołem nie było słuszne osądzanie kościelnych pedofilów. Bo umówmy się, że teksty: „Uważam, że ta instytucja jest po prostu szkodliwa„, „i dlatego właśnie mówimy i odważamy się nazwać Kościół poniekąd organizacją przestępczą„, wypowiedziane przez Artura Nowaka w mediach, daleko wykraczały poza tropienie jakiejkolwiek pedofilii i były odrażającym hejtem.
Krzysztof S. jest muzykiem, a nie księdzem. Mimo że jego bagno wypłynęło dziś na wierzch, prawdopodobnie utraty wolności bać się nie musi.
Film dokumentalny „Bagno” dostępny jest tutaj.