Boimy się duszności spowodowanych wirusem. O śmierci z uduszenia dzieci żywo urodzonych po aborcji nikt nie wspomina

W epoce koronawirusa wielu ludzi panicznie chce się zabezpieczyć przed możliwymi objawami występowania tej choroby. Ponieważ najwięcej słyszy się o braku respiratorów, w wielu aptekach wykupiono leki rozkurczające oskrzela, mimo iż są one sprzedawane na receptę. Lęk przed uduszeniem w głowach wielu ludzi i także w mediach wydaje się być tematem numer jeden.

Podświadomie czujemy, że śmierć z uduszenia musi być straszna, bo rozłożona w czasie i obarczona paniką. Nie życzymy jej najgorszemu wrogowi. Jak mówi dr hab. Tomasz Dangel, specjalista w dziedzinie anestezjologii: „Duszność jest znacznie trudniejsza do wytrzymania niż ból.

Tymczasem w ten właśnie sposób w majestacie prawa zabija się w Polsce dzieci. Aborcji dokonuje się bowiem w Polsce najczęściej w 5 i 6 miesiącu ciąży, a dzieci, które się rodzą w wyniku przedwcześnie wywołanego porodu, mimo iż z założenia abortera powinny być martwe, czasami rodzą się żywe. Im są większe, tym dłużej umierają. Nikt ich nie podłącza do respiratorów, nie podaje im tlenu, lekarstw, nikt nie przytula. Leżą samotnie, bo personel czeka, aż się uduszą. I według polskiego prawa tak jest dobrze. Prawo które pozwala na zabijanie innymi słowy mówi bowiem nam wszystkim: to dobrze że te dzieci się duszą.

W ten sposób prawo kształtuje przede wszystkim sumienia lekarzy. Tych lekarzy, którzy być może i nas będą leczyć, gdy mając koronawirusa będziemy doświadczać duszności. Czy można się spodziewać, że lekarze, których uczy się, że małych ludzi można skazywać na cierpienie, inaczej będą postępować z ludźmi większymi?

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN