Tak było w okolicach Walentynek, kiedy dowiedzieliśmy się, że „Miłości podobno nie da się kupić, ale na pewno możesz komuś kupić bezpieczną aborcję„. Można to spokojnie porównać do zlecenia płatnego morderstwa, kiedy to płaci się komuś, by zabił drugiego człowieka. Miłości nie kupisz, ale Twoje pieniądze mogą pójść na morderstwo malutkiego nienarodzonego człowieka. Deal roku? Skupiłabym się jednak na szukaniu miłości.
I tu wśród komentarzy mamy perełkę: „Nie wyobrażam sobie bycia z chłopakiem, który jest przeciwko aborcji. Nie wiadomo co by takiemu odbiło, gdyby zdarzyła się wpadka i chciałoby się usunąć ciążę” – pisze pani Żaneta Kamińska. Rzeczywiście, chłopak mógłby zachować się odpowiedzialnie, chcieć zaopiekować się kobietą i dzieckiem. Żadna atrakcja dla aborcjonistek z aborcyjnego killing teamu i ich fanek, które widać wolą kogoś, kto w decydującym momencie zostawi je i powie, że „to” trzeba usunąć. Widać, wciąż wśród biednych dziewcząt pokutuje przeświadczenie, że „łobuz kocha najbardziej”.
Całość niestety tylko dobitnie pokazuje, że organy ścigania z problemem aborcyjnej przestępczości sobie nie radzą. Mimo wielu zgłoszeń, aborcyjny killing team wciąż działa i informuje o 50 prośbach o finansowanie zabójstwa. W aborcyjne statystyki nie ma co wierzyć, nie można jednak chować głowy w piasek i twierdzić, że problem nie istnieje. Pamiętajmy, że o ile kobiet, które zabiły swoje nienarodzone dziecko, wciąż nie można ukarać, jak najbardziej mogą być one przesłuchiwane, choćby w celu ustalenia pomocników, a każda informacja o możliwej aborcji zgłoszona na policję.