Z wolontariuszami Fundacji Pro- prawo do życia Małgorzatą i Dawidem Wachowiakami rozmawia Kinga Prybyło
Od paru lat działacie Państwo w Fundacji Pro – prawo do życia, dlaczego zaangażowaliście się w działania właśnie tej fundacji?
Z początkiem 2014 roku trafiliśmy „przypadkiem” na kurs dla Obrońców Życia, który był organizowany u nas w Błoniu, właśnie przez Fundację Pro-prawo do życia. Poznaliśmy metody działania Fundacji, ale przede wszystkim poznaliśmy Polską, wstrząsającą rzeczywistość związaną z aborcją. Nie byliśmy świadomi, że w Polsce ofiary aborcji liczy się w setkach, a nawet tysiącach w skali roku.
Wiedzieliśmy, że nikomu nie sprawia przyjemności stanie w czasie pikiety z banerem, na którym jest zdjęcie zamordowanego dziecka, ale myśl, że jest to realnie jedyna, skuteczna metoda by powstrzymać aborcję sprawiała, że poczuliśmy, iż jest to wręcz nasz obowiązek. Zaangażowaliśmy się w działania właśnie tej fundacji, ponieważ, jak się zorientowaliśmy, tylko ona wychodzi bezpośrednio do ludzi i to z konkretnym przekazem. Uliczne pikiety, wystawy, które organizuje, to działania w których chcieliśmy uczestniczyć.
Po organizacji wystawy „Wybierz życie” był Pan oskarżony o zgorszenie publiczne. Czy nie chciał się Pan wówczas wycofać ze swojego zaangażowania w działania Fundacji?
Po zorganizowaniu wystawy w Błoniu w zeszłym roku, zostałem oskarżony przez władze miejskie o wywołanie zgorszenia publicznego. Na skutek wpłynięcia na Komendę Policji w Błoniu zawiadomienia, wystawa została złożona i zarekwirowana przez Policję. Stało się to tego samego przedpołudnia, w którym ustawiliśmy wystawę. Było już do tej pory kilka posiedzeń sądowych, sprawa jest w toku. Jesteśmy dobrej myśli, tzn. mamy nadzieję, że tak jak w kilkunastu podobnych sprawach sądowych wytoczonych wolontariuszom Fundacji, tak i w tym przypadku zakończy się to uniewinnieniem. Jeśli nawet tak by się nie stało, to z pewnością nie zniechęci nas to do tego, by dalej działać jako wolontariusze Fundacji. Nie pomyśleliśmy nawet przez chwilę, żeby z tego powodu się wycofać. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że uczestniczymy w walce dobra ze złem i to o najwyższą stawkę – życie ludzkie, bezbronne dzieci. Jesteśmy gotowi ponosić różnego rodzaju straty, mniejsze lub większe, bo one są wpisane w te działania. To co robią wolontariusze Fundacji Pro-prawo do życia przynosi dobre owoce, zło wtedy szaleje – my to widzimy i to dodatkowo utwierdza nas w naszych przekonaniach.
Mają Państwo za sobą ogromnie trudne doświadczenie śmierci córeczki, czy to wpłynęło na Państwa postawę jeśli chodzi o ochronę dzieci poczętych?
Trafiliśmy do Fundacji mniej więcej w czasie, kiedy dowiedzieliśmy się, że nasza córeczka Anielka, jeśli dożyje do porodu, to niedługo po nim umrze. Tak też się niestety stało. To były dla nas bardzo ciężkie chwile. Pomimo tej świadomości, również w okresie ciąży uczestniczyliśmy i organizowaliśmy działania w Fundacji. To bolesne doświadczenie jeszcze bardziej przekonało nas, że mamy obowiązek bronić dzieci poczętych.
Podczas kampanii wyborczej podjął się Pan dosyć trudnej roli: jazdy po ulicach Warszawy ciężarówką oklejoną banerami obrazującymi okrucieństwo aborcji w zestawieniu ze zdjęciem Ewy Kopacz. Jakie były najczęstsze reakcje ludzi na widok tego samochodu?
Reakcje były zarówno pozytywne jak i negatywne. Negatywne przeważały kiedy udawaliśmy się ciężarówką pod siedziby wielkich mediów, które od lat popierają aborcję. Jeżdżenie po ulicach Warszawy, jak i inny miast, dawało mi wiele satysfakcji. Obserwowałem ogólne zainteresowanie przechodniów i kierowców banerami widniejącymi na ciężarówce. Docieraliśmy z przekazem do tysięcy Polaków, potencjalnych wyborców, którzy musieli skonfrontować swój dotychczasowy pogląd z rzeczywistością. Byli przechodni, którzy „pukali się w czoło”, gdy przejeżdżaliśmy obok nich. Pamiętam też kierowców, którzy wystawiali rękę przez okno w samochodzie i pokazywali podniesione kciuki.
Pani Małgosiu, sytuacje w których znajdował się Pani mąż bywały ryzykowne. Czy miała Pani jakieś obawy, kiedy mąż wsiadał za kierownicę ciężarówki oklejonej krwawymi zdjęciami a do tego z wizerunkiem pani premier?
Tak, za każdym wyjazdem, żegnając się z mężem, miałam pewne obawy o jego szczęśliwy powrót…ale jestem osobą wierzącą i dzięki temu spokojniej przeżyłam ten czas. Ufałam, że Pan Bóg ma go w swej opiece i bezpiecznie wróci do domu. Zdawałam sobie sprawę, jak ważną i pożyteczną pracę wykonuje – uświadamia ludzi, nie tylko przechodniów, ale także policję, ochronę różnych miejsc, również media, jak wygląda aborcja i jaki stosunek do aborcji, czyli zabicia bezbronnej istoty ludzkiej mają politycy.
Czy Państwa nowonarodzona córeczka Klara też będzie walczyła o prawo do życia dla dzieci poczętych?
To zależy od Klary. My będziemy starali się wychować ją w szacunku dla wartości, które ukształtowały nasze życie, a więc również szacunek do życia dla każdego dziecka, bez wyjątku. Najważniejsze jest by przez swoją pracę oddawała Chwałę Bogu i służyła ludziom, a nie własnemu egoizmowi. Kierując się prawdziwą, nie spaczoną miłością do bliźniego, nie ma możliwości innej, jak tylko szanować i bronić życia każdego niewinnego człowieka. Tego właśnie życzymy sobie i wszystkim innym młodym rodzicom.
Dziękuję.