Szukaj
Close this search box.

Wrocławska Straż Miejska nie ma czasu pilnować porządku, bo czatuje na obrońców życia?

14 stycznia odbyła się pikieta antyaborcyjna przy dworcu PKP we Wrocławiu. Celem jej było ratowanie matek i ich dzieci przed dramatem, jakim jest zabicie swojego potomstwa. Z powodów organizacyjnych zgromadzenie było zgłoszone na cały dzień, od godz. 10.00 do 20.00.

Na miejscu pojawiliśmy się o 17.30. Po godz. 18.00 na miejsce pikiety przyjechali strażnicy miejscy. Zdziwiłem się z powodu ich obecności, gdyż akcję ochraniali policjanci z komisariatu kolejowego i nie zgłaszali oni żadnych obiekcji co do osób pikietujących. Strażnik zażądał wylegitymowania się i powiedział, że z powodu treści na plakacie sprawa będzie kierowana do sądu. Zapytaliśmy czy było na nas jakieś zgłoszenie. Odpowiedział, że widzieli nas na monitoringu, a zgłoszenie dostał od dyżurnego i nie potrzeba zgłoszenia od przechodnia. Na pytanie, czy był w pobliżu, odparł, że przyjechał z komendy.

Warto przypomnieć sytuację sprzed miesiąca, gdy w centrum miasta lewicowi aktywiści zatrzymali furgonetkę Stop aborcji. Kierowca samochodu od razu zadzwonił na numer alarmowy, natomiast blokada auta i pasa ruchu trwała ponad godzinę. Po tym czasie przyjechał funkcjonariusz SM, który na zadane mu pytanie, dlaczego tak długo trwał ich przyjazd, odparł, że jest ich mało, a interwencji dużo i nic nie poradzi.

Łatwo można zauważyć tutaj sprzeczność. Wygląda na to, że strażnicy miejscy mają czas, skoro siedzą cały dzień na monitoringu i wypatrują obrońców życia z plakatami. Wszystko zaczyna się układać w logiczną całość, gdy wspomni się, że Straż Miejska podlega bezpośrednio Prezydentowi Sutrykowi.

Przykry jest widok upadku moralności u tych, którzy mają stać na straży porządku publicznego. Sami przykładają drwa do płonącego i chwiejącego się już domu, w którym mieszkają wszyscy Polacy.

...

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN