W zabijaniu dzieci nie ma żadnego dobra. Wywiad z Martą Witecką, matką chłopców z zespołem Downa

Wyznajemy zasadę, że nie można dzieci, czy zdrowych czy chorych, traktować jako ciężar, jako coś, co nas ogranicza. My mamy czas na randki, na to, by w rocznicę ślubu sobie wyjechać na trzy dni.

„Wyznajemy zasadę, że nie można dzieci, czy zdrowych czy chorych, traktować jako ciężar, jako coś, co nas ogranicza. My mamy czas na randki, na to, by w rocznicę ślubu sobie wyjechać na trzy dni.”

Wywiad z Martą Witecką, matką pięciorga dzieci, w tym Szymona z zespołem Downa i adoptowanego Kuby z zespołem Downa.

Czy urodzenie dziecka z zespołem Downa to koniec świata?

Jakby to był koniec świata, to myślę, że by już nas tu nie było z mężem. Nie był to koniec świata, raczej początek zupełnie nowego życia. Staramy się z mężem nie ubóstwiać wady dziecka, bo to nie jest pożądaniem rodzica i dziecko też pewnie wolałoby być zdrowe. Natomiast nie był to koniec świata, ale początek zmian w nas, zmian naszego charakteru, odkrywanie tego, co powinniśmy jeszcze w sobie zmienić, także odkrywanie tego, do czego uzdalnia nas Bóg.

Co się zmieniło w Państwa życiu po narodzeniu Szymona?

Choćby to, że Kuba jest z nami. Gdyby nie było Szymona, nie byłoby i Kuby. Ale było też wiele zmian w codziennym funkcjonowaniu. Szymon zaraz po narodzeniu wymagał rehabilitacji, więc dwa razy w tygodniu jeździłam z nim na ćwiczenia. Miałam wówczas 2,5-letniego syna, który często nie rozumiał pośpiechu. Bywało, że chciał pomachać panu w metrze, a ja wiedząc, że jeśli spóźnimy się na półgodzinne zajęcia to nic z nich nie będzie, musiałam w szybkim tempie biec z chłopcami do windy. I starszy syn płakał całą drogę, a ludzie pewnie myśleli, że jestem matką sadystką.

W jaki sposób Janek, najstarszy syn, przyjął Szymona?

Myślę, że na początku w ogóle nie wiedział o co chodzi. Dla niego to było normą, przyjął brata naturalnie. Janek był bardzo dojrzały, chciał być opiekunem Szymona. Widziałam niesamowitą relację, jaka między nimi się tworzyła.

Skąd decyzja o przyjęciu do rodziny dziecka z zespołem Downa?

My od samego początku planowaliśmy, że będziemy mieli dom otwarty na innych. Kiedy byłam w ciąży z Szymonem, jeszcze nic nie wiedząc, że urodzi się on z ZD, byliśmy na wyjeździe w naszej Misji Służby Rodzinie. Przyjechała do nas z Niemiec prelegentka, która na koniec chciała się pomodlić za prowadzących. Modliła się za nas, trzymając mi rękę na brzuchu i mówiła, że jest przekonana, że tam jest ktoś niezwykły, że nasz dom się otworzy, że będziemy mieli nie tylko własne dziecko. Nam już wtedy świtała myśl o przyjęciu dziecka i to było takim potwierdzeniem tej decyzji. A kiedy się okazało kim jest Szymon, coraz bardziej dorastaliśmy do decyzji, by dziecko, które przyjmiemy, było dzieckiem z ZD.

Jak zareagowali Państwa bliscy na wieść o przyjęciu Kuby?

Oni byli już na to przygotowani, bo nasze przygotowania do przyjęcia Kuby trochę trwały. Czasem, gdy były jakieś trudności, chwile zwątpienia, wtedy pytali: „Czy wy dobrze robicie, czy jesteście pewni?”. Jest taki fragment w Liście do Hebrajczyków: „ Lecz my nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę”. Szukaliśmy na różne sposoby, braliśmy pod uwagę nawet wyprowadzkę poza granice Warszawy. Udało nam się jednak znaleźć odpowiednie mieszkanie w Warszawie i pojechaliśmy przyjąć Kubę.

A czy bycie mamą dwójki dzieci z ZD jakoś Panią ogranicza?

Wyznajemy zasadę, że nie można dzieci, czy zdrowych czy chorych, traktować jako ciężar, jako coś, co nas ogranicza. My mamy czas na randki, na to, by w rocznicę ślubu sobie wyjechać na trzy dni. Organizujemy opiekę do dzieci, a znajomi, którzy nam pomagają, mówią, że dla nich to też jest bardzo dobry trening.

Zwolennicy aborcji eugenicznej często mówią, że to dla dobra dzieci. Czy Pani patrząc na swoich synów sądzi, że są nieszczęśliwi?

Nie, w życiu bym tego nie powiedziała. Ja widzę w nich radość wewnętrzną, chociaż oni są bardzo różni. Szymon jest typem flegmatyko-melancholika, musi pewne rzeczy przemyśleć. Kuba z kolei jest bardzo dynamiczny, żywiołowy. Każdy z nich ma w sobie taką radość, beztroskę. Tak naprawdę to oni nie mają problemu, to rodzice mają wysiłek, nie zawsze związany z ZD. Podczytuję często na forum rodziców, którzy lubią przerzucać pewne aspekty na zespół Downa. Stwierdzają na przykład, że dzieci z ZD są uparte. Ja się z tym nie zgadzam, bo Kuba bywa uparty, a Szymon niekoniecznie. To zależy od temperamentu i od tego, że te dzieci później się komunikują i jest im ciężko coś wyrazić. To je złości i my to odczytujemy jako upór, a im jest po prostu trudno wyrazić pewne rzeczy.

Najgorsze w aborcji jest to, że się ukrywa procedury. To nie jest nic humanitarnego. Spowodowanie porodu by dziecko niezdolne do życia urodziło się i czekanie, aż ono umrze z głodu i z zimna, albo zapłakując się na śmierć – to mi się kojarzy z Hitlerem. Tam mordowano osoby niepełnosprawne po narodzeniu, bo nie można było wykryć upośledzenia w ciąży. Co za różnica czy zabija się trochę wcześniej czy później? Nie ma w tym żadnego dobra, żadnej ulgi dla nikogo.

Tym bardziej, że niepełnosprawnym można stać się także na późniejszym etapie życia.

Widziałam wczoraj program o kobiecie, która przyjechała ze Szwecji i chciała sobie powiększyć piersi. Źle ją uśpili, zapadła w śpiączkę, teraz matka się nią zajmuje. Kto to przewidzi? Czy też ma zabić tę dziewczynę tylko dlatego, że stała się niepełnosprawna? Chodzi chyba tylko o to, by nie mieć kłopotu.

Czy spotkała Pani kobiety, które zabiły chore dziecko?

Tak, spotykałam mamy, które to zrobiły i wyrzuty sumienia nie dają im spać normalnie w nocy ani zwyczajnie funkcjonować. Wpadają w depresje, w ciężkie lęki, i o tym się już nie mówi. Mówi się tylko o tym, że nie ma problemu. Ja na szczęście trafiłam na ginekologa o tzw. czystych rękach, który by nie przyłożył ręki do zabójstwa dziecka. Oczywiście zapytał mnie, bo miał taki obowiązek, czy chcę przy trzeciej i czwartej ciąży zrobić badania genetyczne, bo miałam już wtedy Szymona. Jednak on wiedział, co mu odpowiem, i sam mi odradzał, ponieważ te badania są niebezpieczne. Nie mówi się o tym, że można stracić zdrowe dziecko.

Zwolennicy kompromisu aborcyjnego, choćby prezydent Komorowski czy inni politycy, mówią, że jest on w porządku. Jak Pani się czuje słysząc, jak politycy roszczą sobie prawo do decydowania o życiu innych?

Dotyka mnie to, ponieważ zastanawiam się, czy gdybym wiedziała w ciąży o tym, że Szymon ma ZD, to byłabym poddana presji by usunąć ciążę. Jest dla mnie niedopuszczalne, że głowa państwa, która powinna chronić każdego, mówi, że zabijanie słabszych powinno być dopuszczone prawem. Przy tym rodzice dzieci niepełnosprawnych nie otrzymują praktycznie pomocy ze strony państwa. Przy przyjmowaniu dziecka z ZD do szkoły musimy odbyć 5 albo 6 wizyt w różnych miejscach, poradniach, jest mnóstwo zbędnej biurokracji. W tej chwili zasiłek na dziecko niepełnosprawne to 153 zł. Nie podejmuje się żadnych kroków, by ułatwić nam życie, bo łatwiej jest problem zlikwidować.

Wiemy też, jaka jest kwestia aborcyjna w Stanach, tam można zabić dziecko praktycznie do momentu rozwiązania. My pewnie do tego dążymy. To jest niebezpieczne, bo w takich sprawach machina śmierci nie zatrzymuje się, zawsze dąży do czegoś więcej. Obawiam się, że kolejnym krokiem może być próba legalizacji eutanazji, pod pretekstem pomocy cierpiącym. Dlatego uważam, że cała akcja powstrzymania tego jest bardzo słuszna.

Jakie są perspektywy na przyszłość dla dzieci z ZD?

Dzieci z lekkim upośledzeniem nadają się do pracy przy taśmie produkcyjnej czy innych nieskomplikowanych prac. Spotkałam chłopaka z ZD, który pracuje w Ośrodku Wczesnej Interwencji i sprząta – nie widziałam nigdy osoby tak precyzyjnej jak on. Takich ludzi się usprawnia, to jest możliwe, to kwestia inicjatywy i tego, co komu się chce. Znam mamę mieszkającą w Wielkiej Brytanii, jej córeczka z zespołem Downa jest dwujęzyczna, mówi bezbłędnie po polsku i swobodnie po angielsku, oprócz ZD nic jej nie dolega, ona wie nawet ile ma chromosomów. Obecnie panuje propaganda wygody, komfortu, i w tym leży problem.


Pani pomaga mamom, których dzieci urodzą się z ZD. W jaki sposób?

Na początku wydrukowałam kilkadziesiąt ulotek ze zdjęciem Szymona, informacją kiedy się urodził, że jestem taką mamą i zawiozłam je do pani neonatolog na oddziale noworodkowym, na którym leżał Szymon. Ta lekarka była dla mnie niezwykłym wsparciem, powiedziała mi bardzo mądre słowa, że trzeba z dzieckiem być wszędzie, zabierać je gdzie tylko możemy, jeździć z nim na wakacje, bo ZD to nie jest koniec świata. Kiedy zawiozłam jej te ulotki, powiedziała, że to wielka pomoc dla niej, bo matki często zarzucały jej, że sama nie ma takiego dziecka. I zgłosiło się do mnie kilka mam.

Potem przyszedł czas na forum na portalu zakatek21.pl. To potężna baza wiedzy dla rodziców dzieci z zespołem, ale także miejsce, w którym otrzymuje się wiele wsparcia i całe mnóstwo praktycznych rad. Jedna z mam, którą poznałam na forum, odwiedziła mnie potem u mnie w domu. Była przerażona, gdyż jej syn miał urodzić się z ZD, a od lekarzy nie otrzymała żadnego wsparcia. Kiedy przyjechała do mnie, powiedziała na koniec „Jej, ty normalnie gotujesz, zupę nalewasz, to jest normalne życie po prostu”.

Inna mama była tak załamana, że nie miała już sił ani motywacji. Ja natomiast wiedziałam od logopedy, jak bardzo ważne jest karmienie piersią. Przy karmieniu używanych jest ok. 100 mięśni buzi, natomiast przy butelce najwyżej 5. Przychodziłam do niej wieczorami i pomagałam jej przystawić dziecko do piersi. Jej synek trochę się buntował, ale udało się. Jest to rzecz niezwykle istotna potem, przy nauce wymowy, kształtowaniu głosek.

Czy spotyka Pani innych rodziców, którzy przyjmują dzieci niepełnosprawne? Zwolennicy zabijania często mówią, że obrońcy życia dbają o dzieci poczęte, a nie opiekują się chorymi dziećmi po narodzeniu.

Jest na naszym forum dziewczyna, która urodziła córeczkę z ZD, mąż ją zostawił kiedy się dowiedział o zespole. Ela została sama z tym dzieckiem. Mała leżąc w szpitalu została zarażona sepsą i zmarła kilka dni po swoich pierwszych urodzinach. Ta mama się załamała, ponieważ została zupełnie sama. Mniej więcej w tym czasie na forum zalogowała się kobieta w ciąży, która pisała, że jest już zdecydowana na aborcję swojego niepełnosprawnego dziecka. I ta Ela, która straciła córeczkę, nic nikomu nie mówiąc napisała do niej: „Urodź tylko, ja to dziecko wezmę”. I tak się stało. Dalej towarzyszy jej ból po stracie córeczki, ale został on przekształcony. Znam też innych rodziców, którzy stracili chorą córeczkę i przyjęli do siebie inną dziewczynkę z wieloma wadami. Takich historii jest sporo, tylko się ich nie nagłaśnia.

Czy postrzegają Państwo wychowanie chłopców jako jakąś specjalną misję?

My widzimy wychowanie naszych dzieci, ale szczególnie wychowanie Szymona i Kuby jak zadanie. Każdy człowiek ma jakieś zadanie, jeden ma chorą mamę, którą opiekuje się aż do śmierci, inny jedzie na misje, my mamy dwójkę niepełnosprawnych dzieci. Stanęło przed nami zadanie, któremu trzeba podołać, a nie unikać, a nagroda jest w Niebie.

Dziękuję za rozmowę.


___________________________________________ 

www.Zakatek21.pl – portal dla rodziców i przyjaciół dzieci z zespołem Downa, potężna baza wiedzy i praktycznych porad.

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN