Szukaj
Close this search box.

Prawo złamane zgodnie z procedurami – wywiad

Justyna NiezabitowskaSąd nie odniósł się do tego, że złamano moje konstytucyjne prawo, sprawdził tylko, czy zrobiono to zgodnie z procedurami. - mówi Justyna Niezabitowska z lubelskiego oddzialu Fundacji Pro-prawo do życia, której Urząd Miasta Lublin odmówił zorganizowania pikiety, pokazującej powiązania finansowe tegoż urzędu z proaborcyjną organizacją Homo faber.
W czwartek Wojewódzki Sąd Administracyjny oddalił skargę na decyzję Wojewody Lubelskiego o zakazie przeprowadzenia zgromadzenia. 

Justyna NiezabitowskaSąd nie odniósł się do tego, że złamano moje konstytucyjne prawo, sprawdził tylko, czy zrobiono to zgodnie z procedurami. – mówi Justyna Niezabitowska z lubelskiego oddzialu Fundacji Pro-prawo do życia, której Urząd Miasta Lublin odmówił zorganizowania pikiety, pokazującej powiązania finansowe tegoż urzędu z proaborcyjną organizacją Homo faber.
W czwartek Wojewódzki Sąd Administracyjny oddalił skargę na decyzję Wojewody Lubelskiego o zakazie przeprowadzenia zgromadzenia. 

Na wyrok Sądu Administracyjnego zareagowała Pani pytaniem: „Jeśli ten Sąd bada sprawę co do procedury, to który zbada ją co do meritum?”. Skąd taka reakcja?

Moja reakcja jest wynikiem bezsilności, bo tak naprawdę, według uzasadnienia podanego przez Sąd, Prezydent Miasta i Urząd Wojewódzki mogliby zakazać mi wszelkich zgromadzeń, ważne by zrobili to zgodnie z procedurą. Sąd nie odniósł się do tego, że złamano moje konstytucyjne prawo, sprawdził tylko, czy zrobiono to zgodnie z procedurami.

Wyrok wraz z uzasadnieniem został Pani przedstawiony po zaledwie kilku minutach naradzania się sędziów. Nie wydaje się to Pani podejrzane?

Zdecydowanie. Przed ogłoszeniem wyroku wyproszono nas z sali dosłownie na chwilę, na pewno nie na dłużej niż 5 minut. Po tym czasie przedstawiono nie tylko wyrok, ale i długie uzasadnienie do niego. Nie jestem przekonana czy w ciągu zaledwie kilku minut można było przygotować tak szczegółowe uzasadnienie.

Sąd w ustnym uzasadnieniu wyroku stwierdził, że zakaz dotyczy tylko tego konkretnego miejsca i czasu pikiety. Czy rzeczywiście te okoliczności były na tyle wyjątkowe, że mogły – jak to wyraził Wojewoda Lubelski – zagrażać zdrowiu i życiu mieszkańców w znacznych rozmiarach?

Moim zdaniem te okoliczności niewiele różniły się od tych, które towarzyszyły wcześniejszym pikietom. Z kilkunastu zorganizowanych przeze mnie pikiet każda odbywała się o godzinie 15:30 albo 16:00, czyli w godzinach, w których, wedle uzasadnienia radcy prawnego reprezentującego Wojewodę Lubelskiego, najwięcej lublinian kończy pracę. Wcześniejsze pikiety organizowałam albo na Placu Litewskim albo przed biurami polityków PO przy ul. Królewskiej 2, gdzie jest jeszcze mniej miejsca niż na Placu Łokietka. Nie sądzę, by zaplanowana na 24 czerwca pikieta miała zagrażać zdrowiu, a tym bardziej życiu mieszkańców Lublina, zwłaszcza, że z łatwością można odnaleźć w Internecie relacje ze zgromadzeń, które odbyły się na Placu Łokietka i liczyły po kilkaset osób.

Organizowała Pani wiele pikiet antyaborcyjnych. Jak Pani myśli, dlaczego akurat tej zakazano?faber 2

Sądzę, że temat planowanej pikiety mógł być niewygodny dla władz Lublina, ponieważ ukazywał powiązania finansowe pomiędzy miastem a proaborcyjną organizacją Homo Faber, która dążyła do legalizacji aborcji na życzenie. Władze Miasta chcąc wyciszyć tę sprawę poprzez zakaz pikiety, przyczyniły się do jej nagłośnienia – tak wielkiego zainteresowania medialnego jak przy tej sprawie już dawno nie mieliśmy.

Jak Pani odbiera postępowanie urzędników względem Pani?

Przede wszystkim uważam, że było nieuczciwe. Do ostatniej chwili zwyczajnie mnie okłamywano, mówiąc, że mogę przyjść po identyfikator, a w ostatnim momencie wręczono mi decyzję odmowną. Pozostało mi tylko pół godziny na złożenie odwołania od decyzji Prezydenta. Potem miała miejsce jeszcze jedna przykra sytuacja, a mianowicie w piśmie Wojewody, podtrzymującym decyzję Prezydenta Miasta napisano, iż mam 30 dni na złożenie skargi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Tuż po otrzymaniu tego pisma wyjechałam na kilka dni i podczas mojej nieobecności w Lublinie dostałam telefon z informacją, że w tym piśmie był błąd i nie mam 30 dni na złożenie odwołania, a jedynie trzy. Poinformowano mnie o tym w momencie, kiedy został mi zaledwie jeden dzień na napisanie i wysłanie skargi. Takie zachowanie nie stawia urzędników w zbyt dobrym świetle, a już na pewno nie wzbudza do nich zaufania.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję. 

Rozmawiała Aleksandra Musiał 

{flike} 

 

...

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN