„Jestem przeciwna aborcji. Nie potrafię znieść tego, że ktoś nie potrafi się zabezpieczyć i pozbywa się niewinnego dziecka” – miała pisać użytkowniczka, która dowiedziała się o aborcji swojej matki. Tłumaczyła się ona młodym wiekiem zajścia w ciążę (20 lat) i nieplanowaniem jej. Kobiecie było przykro również dlatego, iż pojawiła się na świecie zaledwie kilka lat później. Czuła więc, że równie dobrze to jej mogło dziś nie być na świecie.
Jakie były reakcje na jej uzasadnione przecież lęki? Czy spotkała się z empatią albo współczuciem? Niestety, ze strony osób wyznających poglądy anti-life trudno o zrozumienie, jeśli chodzi o kwestie ochrony życia: „Przestań ją osądzać, nie wiesz jak się wtedy czuła i jak myślała.”, „”Nie można powołać na świat dziecka, które miałoby głodować albo zostać oddane do domu dziecka.” – to tylko niektóre wypowiedzi, sugerujące kobiecie, że wina za emocje, które odczuwa, leżą po jej stronie. Nic dziwnego. Te środowiska na co dzień krzyczą o tym jak to należy wspierać kobiety w trudnych chwilach. Kiedy jednak przychodzi ktoś z problemem, który uderza w ich poglądy, chęć pomocy nagle znika.
Jakby tego było mało, również twórca artykułu na Wp.pl (nie podpisał się) chwali podobną postawę internautów. „W tym akurat przypadku, forumowicze stanęli na wysokości zadania. Radzą Monice postawić się na miejscu matki, która być może nie miała pomocy z domu czy zaplecza finansowego, a może była zwyczajnie niedojrzała” – komentuje śmierć nienarodzonego dziecka. Tylko czy wymienione czynniki, które nie przeszkodziły przecież 20-latce we współżyciu, mogą być usprawiedliwieniem dla zabójstwa? Z pewnością nie.
Syndrom ocaleńca nie jest mitem (zobacz). Nic więc dziwnego, iż kobieta czuje się źle z faktem, że jej rodzeństwo było niechciane. Zginęło w końcu za przyzwoleniem jej własnej matki. Przykre, że spotkała się z tak wielkim niezrozumieniem problemu.