Pozostawało też pytanie: co zrobić z dwoma półrocznymi psami? Nie mieliśmy ich gdzie zostawić, za chwilę zaczyna się szkoła, w pracy lepiej nie mówić… Ale też coś nie dawało mi spokoju. Zaraz, zaraz, czy to nie papież Franciszek swego czasu nie wzywał, by podnieść się ze swojej kanapy? I czy nie jest tak, że zło, któremu się nie stawia oporu, nie wzrasta?
Nie, tego nie można tak zostawić! Któż, jak nie my, rodzice, mamy bronić także przecież własnych dzieci przed tęczową indoktrynacją, owocującą rozwiązłością? Pora działać! Zwłaszcza że doskonale zdaję sobie sprawę, iż to, co robimy, jest nie tylko dobre, ale i bardzo ważne, choć niestety dosyć skutecznie zagłuszane. Jest też wciąż zbyt mało osób, które aktywnie włączają się w organizację i uczestnictwo pikiet czy kontrmanifestacji. Choć wiele osób podziela nasze poglądy.
Szczególnie moje miasto – Warszawa jest wyjątkowo trudnym terenem do działania, ponieważ – jak wiadomo – miłościwie nam urzędujący prezydent Rafał Trzaskowski, głosząc hasła „równości i tolerancji” zdecydowanie popiera i wspiera (także materialnie) jedynie homoaktywistów, a dla ruchów reprezentujących odmienne poglądy niż LGBT tej tolerancji jakoś nie ma. O równości zaś można zupełnie zapomnieć. Mówiąc wprost – „tolerancyjny” Rafał Trzaskowski m.in. proliferom (ale nie tylko!) utrudnia życie, jak może, np. uniemożliwiając przedłużenie najmu lokalu biura naszej Fundacji (pisaliśmy o tym między innymi TUTAJ oraz TUTAJ).
Nie uczestniczyłam bezpośrednio
Dlatego nie zastanawiałam się zbyt długo i w sobotę ruszyliśmy do Krakowa. Z psami. Ewentualnym obrońcom zwierząt na wszelki wypadek od razu wyjaśniam: Weterynarz, u którego byliśmy kilka dni wcześniej, poradził, by pieski do jazdy autem przyzwyczajać. Podróż, także powrotną, zniosły nadzwyczaj dobrze. Było kilka postojów, żeby się m.in. przebiegły i załatwiły. Dodam, że taka wspólna długa podróż jest też okazją do integracji rodzinnej.
Wracając do kontrpikiety. Znając z autopsji agresywne i nieprzewidywalne zachowanie działaczy i sympatyków środowisk LGBT-owskich, którzy krzycząc wniebogłosy o byciu dyskryminowanym dopuszczają się obecnie już całkiem jawnie aktów wandalizmu (niszczenie aut fundacji TUTAJ i TU) czy bestialstwa względem osób o odmiennych niż swoje poglądach, jak pobicie wolontariusza fundacji Pro-Prawo do życia oraz rozdmuchują i zafałszowują każde zatrzymanie człowieka ze swojego (pół)światka, postanowiliśmy z mężem, że nie będziemy narażać dzieci na niepotrzebny stres ze strony tęczowych dzikusów, którzy mogą zacząć np. wyzywać mnie czy męża lub rozwalać nasz fundacyjny sprzęt, bo i takich sytuacji jako wolontariusze fundacji doświadczyliśmy.
Dlatego ja oraz dzieci nie uczestniczyliśmy bezpośrednio w kontrze, lecz wspieraliśmy męża-uczestnika na odległość oraz obserwowaliśmy w miarę możliwości całe zdarzenie, pomijając konieczne przerwy. Krążyliśmy po rynku i okolicznych knajpkach (tych, do których można wejść z psem), a po 19:00 usiedliśmy na jednej z ławeczek opodal kościoła Mariackiego, mając doskonały widok na ruszający marsz oraz naszą kontrpikietę, rozsianą w kilku miejscach rynku.
Zagubiona młodzież
Włócząc się z dzieciarnią i psami okolicami rynku i Starego Miasta zauważyłam, że wśród uczestników po stronie tęczowej było ogromnie dużo młodzieży, ubranej fantazyjnie i kolorowo, tak samo jak zresztą w Warszawie na podobnych imprezach. Wspominam ją bardzo ciepło (psy to okazja do nowych znajomości czy miłych pogawędek), chociaż tak po ludzku to jest mi tych nastolatków żal, bo z pewnością nie wiedzą, o co toczy się tak naprawdę walka i kogo tak naprawdę popierają.
Jestem też zwyczajnie zła na tęczowych kłamców, którzy robią wodę z mózgu takim młodym, dojrzewającym jeszcze ludziom. Wspaniałej młodzieży, którą zniewalają niemoralną ideologią pod płaszczykiem wolności i tolerancji. To jest zwyczajne oszustwo! I pomyślałam sobie też o tym, czy rodzice wiedzą, co naprawdę robią ich dzieci w sobotnie sierpniowe popołudnie i wieczór? I czy chcieliby, żeby ich nieletnie pociechy właśnie tak się zachowywały – oczywiście mam na myśli zachowania niekulturalne, często wręcz chuligańskie wybryki i niewybredny język.
Niestety, kolorowe nastolatki to niejedyni oszukani przez kłamliwą homopropagandę. Widziałam też trochę rodzin, których malutkie dzieci dzierżyły w nieporadnych rączkach tęczowe proporczyki. O, gdyby tylko ich rodzice wiedzieli, jakie metody stosuje się np. pod przykrywką zajęć z edukacji seksualnej, z całą pewnością byliby po przeciwnej stronie (o metodach tzw. edukacji seksualnej pisaliśmy na przykład tu i tu ).
Doceniam pracę policji
Na koniec kilka słów o pracy służb mundurowych. Muszę się w tym miejscu przyznać do ogromnego szacunku i sympatii, którymi darzę policję (także z racji zainteresowań). Zawsze, gdy mam okazję być na pikiecie czy innym zgromadzeniu, policja jest obecna. Często musi interweniować. Ja dzięki jej obecności czuję się bezpiecznie. Nigdy też nie doświadczyłam niczego złego od policji jako obywatelka czy jako wolontariuszka Fundacji. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zdarzają się różne sytuacje. To jednak nie umniejsza ciężkiej pracy policjantów, która często jest po prostu zwyczajnie niewdzięczna, nienormowana czasowo oraz rodzi dylematy moralne np. co do zasadności wykonania rozkazu wydanego przez przełożonych.
Praca policji (oraz zapewne innych służb, których ja, zaplątana w dzieci i psy nie dostrzegłam, za co serdecznie przepraszam) w Krakowie była na najwyższym poziomie. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane, zorganizowane, na bieżąco ogarniane i potem już po akcji omawiane.
I nie sądziłam, że to napiszę, bo do tej pory nie miałam po prostu okazji do porównania, ale krakowskie służby wydały mi się takie jakby bardziej hm… obiektywne w działaniach. To wrażenie było zapewne spowodowane moją obecnością na proteście środowisk anty-LGBT na Krakowskim Przedmieściu 16.08., gdzie policjanci tam obecni sprawiali wrażenie nie zawsze tak do końca bezstronnych – no po prostu postawa, mowa ciała, to się wyczuwa. Gdy narodowcy lub raczej pseudonarodowcy już po zakończeniu zgromadzenia coś tam z ogródków restauracyjnych sobie pokrzykiwali, to atmosfera wokół stojącego naprzeciwko krzykaczy sznurka policjantów niemal eksplodowała, a w gęstym od buzującego testosteronu powietrzu można było powiesić siekierę. I właśnie to bardzo mnie uderzyło – wrażenie całkowicie obiektywnej, bezstronnej postawy policji krakowskiej, która po prostu ochraniała wszystkich, jak tylko najlepiej potrafiła… Z ogromnym zresztą sukcesem.
Manifestować – byle z szacunkiem
Już po wszystkim dowiedziałam się, że prezydent grodu Kraka uważa, że każdy ma prawo do manifestacji własnych poglądów i w związku z tym pozwala na organizację zgromadzeń nie patrząc, czy to prawa, lewa czy środkowa strona sceny politycznej czy społecznej. Byle w poszanowaniu prawa. Brawo i szacun. Panie prezydencie Trzaskowski, proszę brać przykład ze swojego kolegi i rzeczywiście być tolerancyjnym zarządcą stolicy, a nie tylko głosić takie hasła!
Serdecznie dziękujemy też całą rodziną krakowskiej komórce naszej Fundacji – jesteście wspaniali, robicie znakomitą robotę, oby było jeszcze lepiej! Przyjęliście nas bardzo ciepło i wyrozumiale (nasze pieski 😉 oraz głośne dzieciaki) i cieszymy się, że mogliśmy – co prawda dzięki pewnemu niefortunnemu zdarzeniu – ale choć przez chwil parę dłużej z Wami pobyć, pogadać, pośmiać się i pokrzepić kawą, soczkiem i zakąskami.
Do domu wróciliśmy już następnego dnia, ogromnie zmęczeni, ale też zadowoleni z wypełnienia obywatelskiego obowiązku. Jesteśmy to winni naszym dzieciom. Nie bądźmy obojętni, by tęczowe zło i kłamstwa się nie panoszyły. Bo niedługo nie będziemy mieli prawa wychowywać własnych dzieci zgodnie z naszymi przekonaniami, o ile nie będą one zgodne z panującymi trendami i nowomową oraz „poprawne politycznie” (to się już dzieje na Zachodzie).