Wolontariuszy Amnesty International można więc coraz częściej spotkać choćby na manifach oraz innych wiecach, gdzie walczą z prawem do życia. Na swojej stronie zaś ubolewają, że „Polska należy do krajów, które bardzo ograniczają dostęp do aborcji.” Niezadbana rysa na szkle będzie się powiększać. I tak okazuje się, że walka o prawo do zabijania nienarodzonych to niejedyne zachowanie ukazujące hipokryzję Amnesty. Padają bowiem bardzo poważne oskarżenia o rasizm, seksizm, publiczne upokarzanie pracowników i nękanie ich do tego stopnia, że dwie osoby popełniły samobójstwo.
Można bronić sytuacji, twierdząc że to jednostkowe przypadki, które dotknęły nadwrażliwe osoby. Jednak raport oraz inne badania przeprowadzone po samobójstwach wykazały, że negatywne zachowania są w Amnesty International na porządku dziennym. Sprawa zaszła tak daleko, że zarząd zaproponował, iż poda się do dymisji, biorąc przy okazji odpowiedzialność za „klimat napięcia i nieufności”. Za rzeź nienarodzonych odpowiedzialności nie wziął nikt z zarządu.
Dręczenie podwładnych w Amnesty International nie powinno być dla nikogo zaskakujące. Jeśli organizacja zezwala na rozrywanie nienarodzonych na strzępy lub zatruwanie ich pigułkami aborcyjnymi w ciele matki, nie ma sensu oczekiwać od niej litości dla innych.