Oskarżała mnie aborcjonistka, która twierdziła, że zdjęcia „martwych płodów” zgorszyły ją. Przed sądem dużo mówiła o płodach, które nie są dziećmi, a naszą kampanię, pokazującą człowieczeństwo ofiar aborcji, nazywała manipulacją. Ponieważ oskarżycielka wspomniała przed sądem, że jest matką, zadałem jej pytanie, czy będąc w ciąży mówiła, że płód się porusza, czy raczej używała słowa dziecko. Odpowiedziała, że mówiła dziecko bo tak chciała, a jakby chciała inaczej, dziecko przestałoby być człowiekiem.
Ta historia pokazuje stan umysłu aborcjonistów – mały człowiek może zostać pozbawiony człowieczeństwa, bo tak im się podoba.
Przypomniałem sobie tę historię, czytając odpowiedź Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, na nasze pytanie o wykonywane tam aborcje. Szpital pisze, że abortowane „płody” zostały przekazane do Zakładu Patomorfologii i „zabezpieczone w formalinie, co zapewnia ich trwałość i przydatność do badań”. Dalej czytamy, że w niektórych przypadkach Szpital postępuje zgodnie z procedurą „Pochówki dziecka martwo urodzonego”.
Wygląda na to, że stan umysłu władz owego szpitala, jest podobny do stanu umysłu aborcjonistek. „Płód” staje się dzieckiem, jeśli ktoś upomni się o jego człowieczeństwo. Właśnie dlatego upominamy się o godność każdego dziecka od poczęcia. Jeśli dziś negujemy człowieczeństwo dzieci poczętych, jutro może dotyczyć to każdego pacjenta. Tak zresztą już dzieje się w wielu krajach Zachodu. Walcząc o godność najmniejszych, walczymy o godność każdego człowieka.