Świadectwa położnych i lekarzy (część 1)

Coraz częściej mówi się o „terminacji sumienia” wśród lekarzy. Ma to miejsce już podczas studiów medycznych, gdzie człowieka chorego, szczególnie przed narodzeniem, odziera się z godności i praw. Nie udaje się jednak zabić wszystkich sumień. Zachęcamy do zapoznania się ze świadectwami lekarzy i położnych.

W ostatnich kilku tygodniach Europejskie Centrum na rzecz Prawa i Sprawiedliwości (ECLJ) zgromadziło wiele świadectw położnych i lekarzy, głównie z Francji. Mogą oni podać więcej szczegółów oraz potwierdzić swoje świadectwa przed Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy, jeśli zostaną o to poproszeni.

Świadectwo studentki położnictwa (lat 22, północna Francja)

Jestem studentką ostatniego roku położnictwa i podczas stażu na oddziale położnictwa na północy Francji widziałam poród żywego dziecka, wywołany przez aborcję z przyczyn medycznych. Dziecko miało 24 tygodnie, a położna zostawiła go samego walczącego o oddech, kładąc go na stole do resuscytacji. Zmarł w ciągu 10 minut, znacznie osłabiony przez sztucznie wywołane skurcze porodowe.

Podczas porodu nie sprawdziliśmy odgłosów pracy serca, żeby „oszczędzić” matkę. Położna powiedziała mi, że w takich przypadkach „dziecko ma szczęście, jeśli urodzi się martwe, w innym przypadku… no cóż… nie mamy innego wyjścia…dla rodziców…”

Widziałam dziecko walczące o życie, będąc całkowicie obojętna na jego cierpienie. Przerażające bestialstwo… Prowadzi to do sytuacji pełnych grozy. Widziałam to, gdy miałam 19 lat. Teraz mam 22, nigdy nie zapomnę… Pragnę zostać lekarzem, żeby leczyć tych, którzy nie mają już „prawa” do opieki…

Asystowałam z oddali podczas kilku aborcji z przyczyn medycznych pomiędzy 18 a 24 tygodniem, ze względu na to, że położne w takim przypadku preferują zająć się wyłącznie pacjentami. Niestety większość dzieci umierała z powodu skurczy. W tym przypadku tj. w 23 tygodniu i 5 dniu ciąży, zgodnie z Protokołem, płodu się nie zabijało. 

Myślę, więc, że pacjentka podczas konsultacji przed aborcją została poinformowana o tym, że dziecko może urodzić się żywe; jednak dopóki dziecko nie umarło (kwestia kilku minut), nie pokazywaliśmy go jej, zajmując się nią na ten czas. Pokazaliśmy jej dziecko, gdy już umarło. Położna nie przekazała mi danych liczbowych, ale z tego, co mówiła, wydaje się, że powtarzało się to w tych wrażliwych tygodniach ciąży między 18 a 24 tygodniem…

Nie ukończywszy studiów, wolę pozostać jeszcze anonimowa na jakiś czas.

Świadectwo Pani M.B, położnej

Jako położna z niemal 9-letnim stażem, mogę zaświadczyć, iż dzieci urodzone na skutek późnej aborcji (z przyczyn medycznych) zazwyczaj między 20 a 24 tygodniem ciąży, których nie zabito w łonie matki, mogą rodzić się żywe. Zespół medyczny znajduje się wtedy często w niekomfortowej sytuacji i albo odkłada dziecko do pojemnika w osobnym pokoju do momentu, gdy po dziecku nie widać już oznak życia, albo prosi ginekologa, anestezjologa czy pediatrę o zastrzyk w rdzeń kręgowy. Niektórzy taką prośbę akceptują… zaś inni nie. 

Ze swojej strony proponowałam już zainteresowanym parom, że jeśli dziecko urodzi się żywe, to położę je na brzuchu kobiety, aby mogło godnie umrzeć. Dwie pary się zgodziły.

Niedawno postanowiłam, że nie będę brała udziału w aborcjach na życzenie czy aborcjach z przyczyn medycznych oraz postanowiłam korzystać z klauzuli sumienia, które przysługuje mi, jako że mam stałą posadę w szpitalu. Prawdopodobnie przestanę uczestniczyć w istotnych świadczeniach medycznych, w tym w porodach. Pracownikom kontraktowym, którzy zechcieliby skorzystać z klauzuli sumienia, grozi zwolnienie.

Świadectwo M.K., studentki 3 roku położnictwa (Francja, region Île-de-France)

Wydarzyło się to w czwartek 4 czerwca 2015 roku na szpitalnej izbie porodowej. Na sali porodowej obecna była jedna pacjentka z powodu późnego poronienia. Od jej ostatniej miesiączki minęły 22 tygodnie i 3 dni. Dziecko urodziło się żywe, i żeby powstrzymać je od płaczu, doktor szybko zakrył jego twarz. Następnie zabrano dziecko do bocznego pokoju (w którym wykonywano resuscytacje dzieci), gdzie mogłam do niego dołączyć.

Byłam w stanie zauważyć, że dziecko nie miało żadnej widocznej wady, oddychało z trudnością i delikatnie gestykulowało. Chłopczyk był w pełni ukształtowany, miał rzęsy, włosy, paznokcie… (a nawet miał nieco długie paznokcie!). Ważył 565 gramów i mierzył około 27 centymetrów. Doktor wszedł do pokoju i zapytał mnie, czy dziecko nadal oddycha, bo jeśli tak, to zrobimy zastrzyk, żeby „to rozwiązać”. Po pięciu minutach wrócił i zabrał strzykawkę z chlorkiem potasu (śmiertelny zastrzyk dla tego wcześniaka). Nieco oszołomiona zapytałam go czy nie możemy zrobić czegoś „bardziej naturalnego”, ale rzucając szybkim spojrzeniem, odpowiada mi, że nie chce, aby dziecko cierpiało. Następnie przebił serce dziecka i wstrzyknął substancję. Dziecko podczas zastrzyku ruszało wszystkimi swoimi kończynami. Nie wiem, co to oznaczało, ale możliwe, że cierpiało. Chłopczyk żył tylko kwadrans.

Zespół medyczny powiedział rodzicom dziecka, że urodziło się ono martwe. Właśnie dlatego nie chcieliśmy, żeby płakał podczas porodu: byłoby to dla nich zbyt traumatyczne.

To, co mnie zszokowało to pełen zimnej krwi doktor (dyrektor oddziału), który wykonał zastrzyk w serce dziecka. To, że dziecko urodziło się żywe, było problemem, który należało rozwiązać: nigdy się nie zastanawiano, czy powiedzieć rodzicom, co tak naprawdę się wydarzyło.

Świadectwo Pana X.B, doktora (Bordeaux)

Chciałbym opisać Wam kilka wymownych anegdot o tym, co widziałem podczas moich zewnętrznych praktyk (na 4 roku medycyny) na oddziale położnictwa w szpitalu w Bordeaux. Od tamtego momentu upłynęło już ponad 10 lat, ale są to sytuacje, których się nie zapomina.

Na multidyscyplinarnej wideo-konferencji pomiędzy szpitalem głównym a różnymi służbami położniczymi szpitali obwodowych widziałem, jak kierownik Oddziału Genetyki Szpitala wygłasza bardzo ostre i cięte wyrzuty położnikowi w szpitalu obwodowym. Położnik ten nie był w stanie uzyskać diagnozy histologicznej mózgu płodu po aborcji z przyczyn medycznych w trzecim trymestrze, ponieważ wydalenie trwało zbyt długo i histologiczna interpretacja tkanki mózgowej nie była możliwa. Genetyk wpadł w pewnego rodzaju furię, pytając, jak często ma powtarzać, że nie powinniśmy zabijać płodu w macicy, tylko zabić dziecko po jego urodzeniu (to oczywiście nie są słowa, których użył, ale nie pamiętam eufemizmu).

Pod koniec moich 3-miesięcznych praktyk, podczas rozmowy podsumowującej, zostałem zaproszony przez klinicystkę, która była moim opiekunem, żebym podzielił się swoimi wrażeniami na temat praktyk. Powiedziałem wtedy, że pomimo wszystkich wspaniałych rzeczy, które można zobaczyć w szpitalu położniczym, byłem wstrząśnięty niektórymi kwestiami, które ujrzałem, szczególnie zabijaniem dzieci w łonach matek. Klinicystka przyznała, że czasami bywało to trudne. I oto znowu jak ta młoda kobieta gapi się w ścianę i mówi: „To prawda, że pośród przyjaciół zdarza się czasami małe morderstwo” (użyła dokładnie tych słów). Następnie opowiedziała mi o przypadku, w którym dziecko chwilę wrzeszczało, zanim prędko zaniesiono je do pokoju obok.

Takie sytuacje nie są niespotykane i są dramatyczne, ponieważ matka słyszy dziecko i gdy tylko uświadomi sobie, że ono żyje, dziecko jest zabijane. Jednak w przypadku opowiedzianym przez dyrektora mojej kliniki to, co sprawiło, że poczuła się zakłopotana to fakt, że trójce lekarzy (anestezjologowi, położnikowi i pediatrze) zabicie noworodka zajęło godzinę. Jako że dziecko było żywe, walczyło energicznie i nie byli oni w stanie podać mu śmiertelnego zastrzyku.

Mam niestety wielu przyjaciół, którzy mogliby przekazać wam więcej sytuacji, w niektórych z nich byli bezpośrednimi świadkami.

Świadectwo Pani A., położnej w Szpitalu Uniwersyteckim w Finistére we Francji

Jako studentka pierwszego roku położnictwa ponownie byłam świadkiem narodzin dziecka, które urodziło się żywe w wyniku aborcji z przyczyn medycznych. Wydarzyło się to w 2000 roku w Szpitalu Uniwersyteckim w Rennes. W przypadku większości aborcji z przyczyn medycznych płód umiera podczas porodu, ale tym razem wyjątkowo urodził się żywy. Przeżył kilka minut bez opieki i zmarł.

Co więcej, płody abortowane z przyczyn medycznych w większości przypadków rodzą się martwe; doktor przychodzi, aby sporządzić akt administracyjny i dokonuje patomorfologii. W takich sytuacjach wiele razy byłam zszokowana brakiem szacunku lekarzy dla tych zrodzonych bez życia ciał.

Odkąd jestem położną, wiele razy towarzyszyłam kobietom w ciąży, w których nastąpił „przypadkowy” przedwczesny poród. W tych sytuacjach mamy specjalne procedury, które mają pomóc rodzicom przeżyć żałobę: płód w wieku 20-24 tygodniu traktowano z szacunkiem jako ciało osoby ludzkiej. W przypadku aborcji dzieci nie doznają żadnego szacunku, wyrzuca się je.

Świadectwo Pani L.M., byłej pielęgniarki anestezjologicznej

Chcę zeznawać w sprawie dzieciobójstwa, nie tyle o tym, że faktycznie zabiliśmy 28-tygodniowego noworodka, ile co gorsza: ludzkość nie przyszła mu z pomocą.

Zdarzyło się to na oddziale położnictwa na południowych przedmieściach Paryża kilka lat temu. Byłam wówczas pielęgniarką anestezjologiczną i interweniowałam w monitorowaniu znieczulenia zewnątrzoponowego przygotowanego przez anestezjologa. Medycyna mówiła, że dzieci, które rodzą się z matek zarażonych wirusem HIV, nieodzownie się nim zarażą (teraz wiemy, że po kilku miesiącach wynik testu na HIV u dziecka może wyjść negatywny i nie będzie ono cierpieć na AIDS).

Młoda matka była narkomanką zarażoną wirusem HIV, która późno odkryła, że zaszła w ciążę. Ginekolodzy przekonali ją do aborcji, ale dziecko urodziło się żywe.

Położne tak po prostu odłożyły niedbale nagie dziecko do zimnego pojemnika ze stali nierdzewnej.

Jego matka była przytomna podczas porodu; płakała i chciała zobaczyć swoje maleństwo, ale lekarze zdecydowali, że powinno ono umrzeć. Nie dali jej dziecka, żeby ją oszczędzić. Dziecko było w stanie przeżyć poza organizmem matki, oddychało samodzielnie i bardzo mocno płakało. Szczerze, myślę, że zostawili je, żeby umarło z zimna… to było okropne! Byliśmy uzbrojeni w rękawiczki, koszule wierzchnie, nakrycia głowy, maski, „ochraniacze na buty”, bo baliśmy się AIDS, a dziecko było nagie, porzucone przez wszystkich i takie bezbronne.

Dziecko przez długi czas jeszcze kwiliło. Prawie go podniosłam, żeby go pocieszyć, ogrzać i uratować, ale nic nie zrobiłam… Wszyscy wyglądali na tak pewnych tego, że to było rozwiązanie problemu. Niemniej jednak cały zespół był niezwykle zakłopotany. To położnik decydował. Mając świadomość, że zgodził się dokonać aborcji, wymusił na położnych jednomyślność. Miałam w domu czteromiesięczną córeczkę i bałam się o nią. Dlaczego oni walczą o ratunek niektórych wcześniaków, podczas gdy innym zadają nieludzką śmierć?

Nie chcemy ich zabijać czynnie, ale biernie już tak! Przestałam dokonywać znieczuleń, ponieważ nie mogłam znieść tego, że moim obowiązkiem było usypianie kobiet, żeby dokonać aborcji na żądanie lub aborcji z przyczyn medycznych.

Zobacz świadectwa z części II

Źródło: Late Term Abortions & Neonatal Infanticide in Europe

Uważasz, że to ważne? Udostępnij znajomym:

Więcej interesujących treści

Krucjata antyaborcyjna w Wielkopolsce Wschodniej

Od pierwszego kwartału 2024 roku Fundacja Pro-prawo do życia prowadzi regularne działania antyaborcyjne w Wielkopolsce Wschodniej. Od tego czasu, przy zaangażowaniu lokalnych pro-liferów, udało się

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN