Uzbrojeni tylko i aż w różańce pokazaliśmy przeciwnikom życia – którzy zorganizowali kontrmanifestację – że my ich nie potępiamy, tylko chcemy przekazać im niepodważalną prawdę, a tym samym uratować ludzi przed okrucieństwem aborcji – nie tylko tych nienarodzonych, ale też matki, ojców, lekarzy, którzy później do końca życia musieliby zmagać się z faktem, że zamordowali lub przyczynili się do morderstwa dziecka.
Po krótkim wprowadzeniu skierowanym wprost do kontrmanifestantów rozpoczęliśmy modlitwę różańcową, która podziałała na nich jak przysłowiowa „płachta na byka”. Poleciało w naszą stronę wiele wulgarnych słów, znowu próbowali nas zagłuszyć bębnami, jednak modliliśmy się dalej. Nie obyło się także bez drobnych incydentów jak np. mężczyzna, który wymachując rękami usiłował do nas podejść, na szczęście policja mu to uniemożliwiła.
Determinacja i odwaga każdego z wolontariuszy, którzy stanęli do tej „walki” o dusze ludzkie, toczącej się przede wszystkim w sferze duchowej, sprawiły, że uczestnicy tzw. „strajku kobiet” rozeszli się – zło wymięka w obliczu mocy Boga.
Cieszę się, że po raz kolejny mogłam wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Widząc z jaką furią grupka demonstrantów „spod czerwonej błyskawicy” reaguje na kilka osób stojących spokojnie z banerem jako dowodem zbrodni, modlących się na różańcu, mam coraz większą nadzieję na zmianę myślenia u chociaż jednej z nich. Jeśli wywołuje to w nich aż takie emocje – to znaczy, że coś zaczyna się dziać w ich sercach. Fakt, że nie potrafią przejść obok nas i prawdy, którą pokazujemy obojętnie może świadczyć o tym, że do głosu próbują dojść ich uśpione sumienia.
Prawda w końcu zwycięży – prawda o tym, że początek ludzkiego życia to fakt naukowy nieposiadający barw politycznych i niezależny od żadnej religii.
Gdy lewicowi działacze rozeszli się, stało się coś zaskakującego: dwie dziewczyny z błyskawicami na kurtkach wróciły i zostały do końca różańca, przysłuchując się. Pytanie co wydarzyło się w ich sercach po tych kilkudziesięciu minutach? Nawet jeśli nic spektakularnego to wierzę, że „kropla drąży skałę” i ten czas zostawił w nich jakiś ślad.
Na koniec chciałabym podziękować wszystkim, którzy byli tam razem z nami i tym którzy łączyli się duchowo – wierzę, że jeszcze wiele takich pikiet przed nami i mimo, że to oznacza, że jeszcze dużo jest do zrobienia odnośnie świadomości społeczeństwa i że mnóstwo dzieci nienarodzonych potrzebuje naszych działań, to cieszę się, że stając w obronie życia mogę to robić z tak wspaniałymi ludźmi o tak szlachetnych sercach.