27 lat czekałam na wyrok, który zabroniłby lekarzom dokonywania aborcji. Czekałam wiedząc, ze coś takiego w naszym kraju jest możliwe. Ale dopiero po publikacji świadectw zrozumiałam, jak to się naprawdę odbywało. Jakże często te biedne zagubione kobiety uległy całkowitej wierze w swojego lekarza. W jego nieomylność i zaufanie, że doradza im dobrze. Żaden człowiek nie powinien tak krzywdzić drugiego człowieka.
Jeżeli w naszym centrum zainteresowania losem drugiego człowieka jest jego dobro, to z pewnością nie może to być uznanie o swojej nieomylności i działania ukierunkowane na realizacje tylko swoich przekonań.
Nie miałam pojęcia, w jakich okolicznościach namawia się kobiety do terminacji ciąż.
Jeżeli kiedyś wydawało mi się, że aborcja jest tylko i wyłącznie wolnym wyborem każdej kobiety, nawet jeśli byłam przekonana, że nigdy nie należy zabijać dzieci, nie ma absolutnie znaczenia czy chore, czy tylko w podejrzeniu o jakąkolwiek wadę, to nie miałam żadnego pojęcia, jak można łatwo wymusić takie decyzje u osób, będące skutkiem niedoinformowania, nie zatroszczenia się o danie możliwości alternatywnych rozwiązań, a przede wszystkim nie przygotowanie tych matek do życia po aborcji.
Naturalnym jest przecież, że ciężarna matka bardzo ufa lekarzowi prowadzącemu ciążę i opiera się na zaufaniu do jego doświadczenia.
Moje doświadczenie
Jestem Mamą chłopca, którego urodziłam mając 40 lat. Była to moja trzecia ciąża i trzeci zdrowy syn. Rozpoznanie wystąpienia przyrośniętego łożyska nastąpiło u mnie w 8 tyg. ciąży, na podstawie badania obrazowego. Badania prenatalne oszacowały zdrowy płód. Krwawienia towarzyszyły mi od 12 tyg. Od tego czasu mogłam tylko leżeć w łóżku.
Powikłania matczyne tej patologii obejmują konieczność przetoczenia krwi, zakażenie, rozsiane krzepnięcie wewnątrznaczyniowe, histerektomię, chorobę zakrzepową, a nawet zgon. Powikłaniem okołoporodowym jest poród przedwczesny.
Do szpitala trafiłam w 24 tyg. ciąży z silnym krwawieniem. Nadal leżeliśmy w łóżku, bez krwawień i tak do 39 tyg. ciąży. A potem było jak ostrzegali lekarze. Utrata krwi podczas porodu, utrata przytomności, IOM, przetaczanie krwi i bardzo powolny powrót do zdrowia.
Maleńkiego Jasia zobaczyłam dopiero w jego trzeciej dobie życia. Był cały i zdrowy, przebywał na neonatologii, a podejrzenie zakażenia wewnątrzmacicznego wymusiło leczenie antybiotykami. Prawdziwym cudem okazało się przyłożenie mojego dziecka do piersi w 3 dobie życia i podjęte przez dziecko pierwsze próby ssania, ponieważ Jaś z powodu mojego stanu zdrowia musiał być karmiony butelką i mlekiem modyfikowanym. Jednakże udało nam się całkowicie zastąpić karmienie sztuczne naturalnym i trwało to ok. 1 roku.
Mając pełną świadomość grożących mi powikłań z powodu przerośniętego łożyska, jak wspomniane wyżej choćby śmiertelne rozsiane krzepnięcie wewnątrzmaciczne, zatorowość płucna czy sepsa i możliwość zgonu oraz świadomość dwójki dzieci czekających w domu na nasz powrót, męża zbyt długo pozostającego poza granicami kraju, niemożność liczenia na pomoc nieżyjących już rodziców…
Każdy dzień spokojnie powierzałam Bogu i Maryi. To mi wystarczyło, świadomość, że ja i mąż i dzieci należymy do Boga i najlepszy nawet lekarz nie powinien decydować o wyborze śmierci dla kogokolwiek z nas.
Zrozumiałam natomiast, że w mej przypadłości, gdy moje dziecko było zdrowe, a ciąża zagrożeniem życia, nigdy nikt nie zaproponował mi zastosowania niewłaściwego rozwiązania.
Zauważyłam zaś w przytoczonych świadectwach, że takie rozwiązania są sugerowane, i poprzez niewłaściwe zachowania stosowane.
Małgorzata Nowacka