Siebie z dzieciństwa pamiętam jako „ciągle innego” od wszystkich. Pamiętam, że byłem nadpobudliwy i jakiś taki trochę wolniejszy od innych w szkole. U pierwszego psychologa byłem bodajże już w 6 roku życia. Potem byli kolejni i kolejni. Nastał czas młodości i totalnego odjazdu rock’n’rollowego. Wtedy też zaczęła się w moim życiu równia pochyła, która stoczyła mnie na dno moralne.
O aborcji mojej mamy dowiedziałem się dzięki cudowi, który miał miejsce w bardzo dramatycznym momencie mojego życia. To był pierwszy rok kiedy się nawróciłem, ale nie był to rok łatwy. Nie potrafiłem wyjść z różnego rodzaju uzależnień. Miałem pretensje do Boga, że nic nie robi, byłem rozżalony.
Pewnego dnia w obecności mojej mamy zdarzyło się coś niezwykłego. Nagle moja rodzicielka się rozpłakała i ledwo utrzymując się na nogach, wyjawiła mi swoją długoletnią tajemnicę. Po ponad 30 latach opowiedziała mi, że przed moim narodzeniem dokonała aborcji. Myślałem, że zawału dostaje i musiałem ją trzymać. Wylała łzy mówiąc jednocześnie, że może to jest przyczyną tego mojego nieszczęścia życiowego. Dodała również, że gdy ja się urodziłem postanowiła całe to zło aborcji wynagrodzić mi. Chyba nie muszę dodawać, że to był z jej strony potężny błąd wychowawczy…
Historia z mamą, mimo że była dla mnie zaskoczeniem, to nie skłoniła mnie jeszcze do głębszych badań. Z czasem zacząłem interesować się tym tematem głębiej, gdy na terapii poznałem pewnego chłopaka. Mieliśmy podobne wzorce uzależnienia wraz ze współuzależnieniami i niemal totalnie zaniżonym poczuciem wartości.
*
Ów człowiek pewnego dnia podczas sesji terapeutycznej uświadomił sobie, że ma nieżyjące rodzeństwo. Dodam dla jasności, rodzeństwo abortowane.
Niestety, podczas tej sesji musiano wezwać karetkę, by chłopaka zawieść na oddział psychiatryczny. Uświadomienie tego wywołało u niego totalne załamanie. Nie chciałem spekulować w tej sprawie i ciągle temat aborcji mojej mamy odkładałem na bok. W końcu trafiłem na świadectwo innego chłopaka, który został ocalony z aborcji. Wtedy poznałem termin „syndrom ocalonego”.
Gdy zacząłem badać ten temat, okazało się, że jota w jotę zgadza się większość zaburzeń, które posiadam. Byłem w szoku, bo tekst z wynikami badań był niemalże o mnie samym. To dało mi mocno do myślenia, ale też jasno uświadomiło mi wdzięczność Bogu, że mama wyjawiła mi tą tajemnicę. Zacząłem wtedy inaczej patrzeć na swoje życie. Co ciekawe, moje rodzeństwo urodzone wcześniej zawsze było jakoś bardziej poradne ode mnie. Po aborcji dokonanej przez moją mamę prócz mnie urodziła się także moja siostra. Oboje byliśmy jacyś trochę inni. Oboje też leczymy się z różnego rodzaju zaburzeń. I żebyś miał bracie pełniejszy obraz tych patologii, to poniżej przedstawiam Ci listę rzeczy, które mocno utrudniają nam życie:
- uzależnienia (wewnętrzne i zewnętrzne);
- skrajnie zaniżone poczucie wartości;
- ciągła chęć udowadniania innym że jesteśmy coś warci (syndrom: przepraszam że żyję);
- ciągłe szukanie akceptacji;
- nieuzasadnione poczucie lęku i zagrożenia;
- nieumiejętność wyrażania emocji;
- skłonność do izolacji;
- zachowania agresywne;
- problemy z koncentracją;
- myśli samobójcze;
- inne na które nie będę Ci zabierał Twojego cennego czasu.
*
Mój bracie z błyskawicą – nie mam wątpliwości, że czyn mojej mamy mocno wpłynął na życie mojej rodziny. Na mnie również jako następcy po abortowanym bracie lub siostrze, którego nie dane mi było poznać. Wiesz, nie chcę robić z siebie ofiary w tym momencie, więc nie zrozum mnie źle. Mimo tego smrodu poczyniłem spore postępy dzięki Bogu, modlitwie i terapii. Niestety, jestem już wiekowy i na pewne rzeczy jest już po prostu za późno. To, co dla mnie jest dziś sukcesem, zdrowy człowiek czy też po prostu moje starsze rodzeństwo wykonywało o 10 czy 15 lat wcześniej niż ja.
*
Do dziś borykam się z potężnymi lękami wobec ludzi. Dużo kosztuje mnie bycie szczerym i prawdziwym. Niestety większość mojego życia to także odgrywanie ról ludzi, którymi nie byłem. Wszystko po to, by pozyskać akceptację innych. Nie wiem czy mnie rozumiesz, ale to jest takie bardzo silne podświadome poczucie, że jesteś niechciany. W ogóle to był cud, że nie wylądowałem w psychiatryku. Większość tych wymienionych wad DZIĘKI BOGU w ostatnich latach terapii i pracy nad sobą mocno osłabła. Jakoś sobie radzę, ale życie to czasem potężny ból oraz pokonywanie wyzwań, które kosztuje mnie bardzo wiele wysiłku i energii. Wiele bym dał, żeby cofnąć czas i dokonać lepszych wyborów.
*
Bracie, ciągle uczę się szczerości więc i będę szczery też wobec Ciebie. Twoja błyskawica potężnie mnie pali. Każdy znajomy na face z tą ikonką czerwoną na focie to uczucie zawodu i bólu. Ból serca przenika mocno. Ale wiesz co, uczę się wybaczać, a to jest najtrudniejsze. Nie chcę i nie będę usuwał Cię ze znajomych, bo tego chciałoby moje chore ja. Tak byłoby najprościej, ale nie o to chodzi.
Zrób z tą historią co chcesz i dzięki, że dotarłeś aż tutaj…
Marcin