Historie ze zbiórek
Przez trzy miesiące zbieraliśmy podpisy przeciwko zabijaniu chorych dzieci. W niedziele czasem wstawałam o szóstej rano, żeby od siódmej do trzynastej dyżurować pod kościołem, gdzie koleżanka załatwiła zgodę proboszcza. Biegałam po wykładach na Rynek albo na Bulwary Wiślane, żeby zmusić zakochane pary, grupki studentów z piwem i turystów do myślenia. Na niektórych zbiórkach problemem było wypełnienie podpisami jednej karty, na innych znowu chętni do poparcia projektu musieli ustawiać się w kolejce.