Agnieszka i Andrzej.
Jesteśmy małżeństwem 21 lat. Mamy cztery córki: Faustynę, Natalię, Joasię i Teresę oraz syna: najmłodszego z całej piątki, Franciszka.
Agnieszka
Każde nowopoczęte dziecko przyjmowaliśmy jako wspaniały dar od Pana Boga. Tym wspanialszy, że jeszcze dokładał gratisy w postaci talentów dla nich. I tak, fajnie jest kiedy dzieci są mądre, zdolne, kiedy my, rodzice dumni jeździmy od szkoły do szkoły, dostajemy gratulacje i podziękowania od dyrekcji, kiedy dzieciaki wygrywają konkursy, zdobywają laury i dyplomy. Kocha się, wiadomo, wszystkie dzieci, ale w naszym przypadku to jak wisienka na torcie. Taki prezent od Pana Boga, za który często dziękujemy.
Andrzej
Dziewczyny są kochane, wspaniałe i jestem z nich bardzo, bardzo dumny.
Kiedy począł się Franek, przy badaniach prenatalnych lekarz genetyk nalegał na przeprowadzenie aborcji. Dopuścił się próby manipulacji i próbował wpłynąć na nasze emocje. Przy inkubatorze uświadomiłem sobie: kilka miesięcy wcześniej lekarze chcieli zabić nasze dziecko a teraz ratują. Wariactwo, jakieś szaleństwo. Każdy z nas mógłby nie istnieć gdyby nie rodzice: mama i tata.
Agnieszka
Po narodzeniu się Frania, oprócz upragnionego i wyczekiwanego z tęsknotą synka, otrzymaliśmy coś więcej: dodatkowy 21 chromosom. Był to Zespół Downa. Potwierdziło się to co lekarze podejrzewali w czasie ciąży. Ból. Z bólu zataczasz się po ścianach. Tym razem nie jest to wyjątkowo zdolne i mądre dziecko. Jest bezbronne, biedne, marne i do skrzywdzenia przez świat, do wykorzystania, do wyśmiania.
W mojej głowie zrodziło się pytanie: Boże, coś Ty wymyślił? Okazuje się że to nie Pan Bóg wymyślił, że to tylko z jego dopustu, a zło i grzech będące na tym świecie uczyniły że ciało naszego dziecka ulega powolnej destrukcji, nim jeszcze się dobrze rozwinie. To niczyja wina, ani Boga ani moja ani męża, że Franuś taki się urodził. Entliczek pentliczek, bęc i zdaję sobie sprawę, że „entliczek, pętliczek, bęc” pada na mnie, na córki, na Andrzeja, na Ciebie, że jesteśmy zdrowi.
Od samego początku nie było nam łatwo w wielu aspektach. W wymiarze fizycznym, ogarnąć np. naukę ssania po karmieniu sondą, niekończący się korowód lekarzy, fachowców, urzędów, rehabilitantów. Nadal nie jest nam łatwo.
Jeśli chodzi o wymiar duchowy – trudno mi przychodziło na początku dziękować Panu Bogu za Franusia. Coś dławiło w gardle i wyciskało łzy za każdym razem i wydawało mi się, że słowa św. Pawła: „Bracia, w każdym położeniu z wdzięcznością dziękujcie Panu” są utopią. Nie minęło dużo czasu i dzisiaj ze szczerą radością i wdzięcznością dziękuję Panu Bogu za Franusia.
Andrzej
Franek uczy mnie każdego dnia, każdej chwili, jak żyć. Jak cieszyć się sobą nawzajem. Obserwuję Jego walkę o swoje życie gdy śpi, je, gdy jest chory, gdy ćwiczy. I powiem szczerze, chciałbym chociaż w części mieć tę Jego determinację, tę iskrę w oku, ten pęd ku życiu, które otrzymał.
Życzę sobie, abym był takim samym mistrzem jak Franek, mój syn który ma zespół Downa. Chciałbym być tak sprawny jak Franek jest sprawny w swojej sprawności. On nie ma wymówek. Ja się zawsze usprawiedliwię.
Agnieszka
Kiedy matka trzyma w ramionach narodzone dzieciątko, doświadcza niezwykłej miłości. Przez to doświadczenie Pan Bóg pokazał mi z kolei, jak bardzo On kocha mnie. Gdy trzymałam naszego małego synka, doświadczenie to przybrało głębszy wymiar. Pan Bóg pokazał mi jeszcze bardziej, jaka jest jego miłość miłosierna. Bo ja, matka, kocham wszystkie swoje dzieci miłością bezwarunkową, ale gdy trzymam w ramionach tak słabe i wydawałoby się po ludzku ułomne dziecko, to ta miłość wydaje się miłością jeszcze większą ,jeszcze bardziej miłosierną. kiedy widzę, jakiego otrzymuję ducha walki o to dzieciątko, to myślę, jak Bóg zapragnął mnie i to dziecko od początku. Jak On nas kocha! Jak bardzo miłuje mnie taką słabą, ułomną w grzechu istotę, która jest jak pył przy Jego potędze.
Pan Bóg pozwolił mi przez to doświadczenie poznać, jak On sam jest gotowy walczyć o mnie, o moje życie wieczne w Jego chwale.
Andrzej
Przez Franka zobaczyłem, jak bezcenne jest każde życie. Dzięki naszemu synkowi Pan Bóg nie dał nam zgnuśnieć, usprawiedliwiać się, że może inni. Tylko podszepnął: zrób to, dasz radę. Zakładamy Fundację „Tuba”. Miała być dla Franka. Wiele przygotowań i okazało się że potrzeby ma nie tylko Franio, więc fundacja jest nie tylko dla Niego, nie ograniczamy się. Pomagają nam w tym nasi przyjaciele, rodzina, znajomi.
Wszystko to przez jednego małego bąbla, którego życie mogłoby się wydawać po ludzku przegrane.
Agnieszka
Dzięki Franiowi możemy dzisiaj chwalić Pana Boga w troszkę inny sposób, to cząstka jego rehabilitacji – rytmogesty. Składamy ręce jak do modlitwy i pokazujemy rękoma samogłoski A i U, wypowiadając CHWAŁA PANU !