Szukaj
Close this search box.

Zwycięstwo! W szpitalu Pro Familia nie dokonuje się już aborcji – wywiad z Przemysławem Syczem

Dzięki niezłomnemu i zdecydowanemu działaniu rzeszowskich wolontariuszy, w szpitalu Pro Familia nie dokonuje się już aborcji. Szpital wycofał również pozew i zrzekł się roszczeń przeciw obrońcom życia. Dziś rozmawiamy z Przemysławem Syczem, jednym z działaczy, któremu próbowano zamknąć usta i zabronić pokazywania prawdy o aborcji pod szpitalem.

Dzięki niezłomnemu i zdecydowanemu działaniu rzeszowskich wolontariuszy, w szpitalu Pro Familia nie dokonuje się już aborcji. Szpital wycofał również pozew i zrzekł się roszczeń przeciw obrońcom życia. Dziś rozmawiamy z Przemysławem Syczem, jednym z działaczy, któremu próbowano zamknąć usta i zabronić pokazywania prawdy o aborcji pod szpitalem.

Karolina Jurkowska: Historia ze szpitalem Pro Familia w Rzeszowie trwała długo i obfitowała w rozmaite boje, zarówno pod szpitalem, ja i w sądzie. Jak po szczęśliwym zakończeniu wspomina Pan tę bitwę?   

Przemysław Sycz:  Bitwa była na pewno ciężka. Natomiast satysfakcja spowodowana tym, że nie giną tam dzieci jest bardzo duża. Bardzo dobrze wspominam ten czas, mimo że było trudno. Okazało się że jest wielu ludzi, którzy myślą podobnie i też się zaangażowali. W sumie dzięki tym bojom nasza komórka rzeszowska ugruntowała się. Jest człon ludzi, którzy działają zawsze i są ludzie, którzy działają wtedy, kiedy mogą.

K.J: Stanowicie piękny przykład, że dzięki ciężkiej pracy prolajferów, ich mobilizacji w środowisku oraz wytrwałości można skończyć z zabijaniem nienarodzonych w polskich szpitalach. Wielu patrzy na Was jak na bohaterów. Czy czuje się Pan bohaterem?

P.S.: Nie, my się nie czujemy bohaterami. Natomiast bardzo się cieszymy, że dzięki temu naszemu działaniu przestano zabijać dzieci w szpitalach, przynajmniej tutaj, w szpitalu Pro Familia. Co za tym idzie, na tę chwilę praktycznie w żadnym szpitalu na Podkarpaciu nie wykonuje się aborcji, nad czym bardzo ubolewają posłanki Nowoczesnej z mównicy sejmowej.

K.J.: W jaki sposób pomagali Wam podczas walki z aborcją w Pro Familii wolontariusze i osoby wokół Was skupione?

P.S: Przede wszystkim, pod samym szpitalem było ponad 30 pikiet przez ten okres. Nie mówię o pikietach, które były robione jeszcze na mieście i w różnych innych miejscach. Przede wszystkim więc przychodzili. Dużo wolontariuszy przychodziło, pomagało. Tak naprawdę do pikiety są potrzebni ludzie, żeby miał kto stać, trzymać ten baner.

Były też wyrazy wsparcia z różnych środowisk, za które już dziękowaliśmy wielokrotnie i w dalszym ciągu dziękujemy. Po jednym z wyroków, dla nas niekorzystnym, z Sądu Rejonowego, Rada Kapłańska diecezji rzeszowskiej i diecezji przemyskiej podjęła specjalną uchwałę wspierającą nasze działania.

K.J.: Trwa akcja „Szpitale bez aborterów”. Co chciałby Pan przekazać ludziom, którzy chcą włączyć się w tę akcję i dokonać tego samego, co stało się w Waszym regionie?

P.S.: Warto! Naprawdę warto działać. Nie można siedzieć z założonymi rękami, bo jeśli nawet od razu nie widzimy skutków naszych działań, to nie oznacza że tych skutków nie będzie w przyszłości. Tak że trzeba siać, bo z tego co posiejemy, z tych sumień które obudzimy, ludzi którzy przechodzą obok naszych pikiet i widzą, czym jest naprawdę aborcja, to z tego rośnie dobro. Za jakiś czas być może oni nie przyjdą tak fizycznie na nasze pikiety, ale przede wszystkim będą wiedzieć, czym jest aborcja i sami nie będą tego robić. A widzę, że bardzo wiele osób podchodzi podczas pikiet i innych działań i mówi „Słuchajcie, ja nie mam czasu, pracuję, różnie to bywa, ale wspieram Was. Obserwuję co robicie, wspieram Was i mówię w swoim środowisku, swoim znajomym, kolegom, że aborcja jest czymś złym i że mogą sobie przyjść tutaj, żeby zobaczyć wystawę, żeby się samemu naocznie przekonać, jak wygląda ta aborcja.”

Widzimy to też po atakach, które spotykamy, zwłaszcza ze strony  środowisk lewicowych. Na Podkarpaciu może ze dwa razy się zdarzył taki atak, że ktoś przyszedł i coś krzyczał czy próbował robić kontrmanifestację. Natomiast w prasie bardzo często, w portalach społecznościowych się z tym spotykamy i widzimy, że im więcej rzeczy robimy, im więcej tych wystaw jest, tym więcej tych ataków się pojawia. To znaczy, ze nasze działanie przynosi skutek, że te środowiska widzą, że my działamy i coś z tego będzie. Dlatego bardzo się boją naszego działania i próbują ludzi zniechęcić do tego. Tutaj u nas na Podkarpaciu zrobiliśmy przez ten okres blisko ponad 200 wystaw antyaborcyjnych w różnych miejscowościach i praktycznie już teraz do przodu na cały sezon letni mamy następne miejscowości, następne parafie, które się zadeklarowały, że chcą taką wystawę u siebie przyjąć, chcą swoim mieszkańcom pokazać.

K.J.: Dużo się wokół Was działo w ostatnich latach i z pewnością ta historia była wyczerpująca. Mimo to już teraz deklarujecie dalsze działania? Co dokładniej będziecie robić?

P.S. Głównie wystawy, pikiety, będziemy mieć teraz 11 czerwca Marsz dla Życia i Rodziny w Rzeszowie. Właśnie wczoraj byliśmy w sumie współorganizatorami takiego marszu w Jarosławiu, bo kolega z naszej komórki ruszył ten pomysł w Jarosławiu, gdzie długo nie można było właściwie nic takiego zrobić, mimo że wcześniej planowaliśmy i proponowaliśmy. A teraz powstała w Jarosławiu komórka, więc kolega poszedł, drążył i zorganizował właśnie marsz na grubo ponad 500 osób. Jak na taką niewielką w sumie miejscowość, jaką jest Jarosław i to że było pierwszy raz coś takiego organizowane, to naprawdę dużo osób było.

Była dość duża akcja bilbordowa, o której było głośno w mediach. Po sukcesie tej akcji chcemy robić to samo, ale już mobilnie, z przyczepą. Będziemy jeździć i uświadamiać ludzi, czym jest aborcja.

 

[author] [author_image timthumb=’on’]https://proprawodozycia.pl/wp-content/uploads/2015/10/Karolina-Jurkowska.jpg[/author_image] [author_info]Karolina Jurkowska – wolontariuszka w Fundacji Pro-Prawo do Życia[/author_info] [/author]

 

...

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN