Dwa dni przed sejmowym głosowaniem, które otwierałoby drogę do przywrócenia prawa do życia chorym dzieciom Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt sporządził stanowisko dotyczące sytuacji bezdomnych psów w Rumunii i ich masowej rzezi. Rozpoczyna się ono wzniośle brzmiącym zdaniem: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą.”. Zastanawiające jest to, że przytłaczająca większość tych posłów nie dopatrzyła się podobnych atrybutów u zabijanych 6-miesięcznych chorych dzieci, które nie tylko nie są rzeczami, a są istotami żyjącymi zdolnymi do odczuwania cierpienia. Przede wszystkim zaś są one LUDŹMI.
Kiedy czytamy dalej treść stanowiska zespołu padają słowa dotyczące tego, że w Rumunii „zamordowano” daną liczbę psów. Tymczasem kiedy Kaja Godek, reprezentując ponad 400 tysięcy obywateli mówiła w Sejmie o tym, że dzieci są zabijane w majestacie prawa usłyszała od Marszałek Kopacz, że ma nie używać słów „zabijanie” czy „mordowanie” w odniesieniu do dzieci.
Powszechnie wiadomo, że o ludziach mówi się, że umierają, a o psach, że zdychają. Jeżeli więc język polski ma ewoluować w tym kierunku, że doprowadzenie do śmierci psa staje się „morderstwem”, to o zabijaniu dzieci należałoby mówić wyłącznie w kategoriach „ludobójstwa”.
Tego jednak nie usłyszeliśmy od posłów, którzy jednego dnia wołali o zakaz „eksterminacji” zwierząt, dając dwa dni później zielone światło dla eksterminacji ludzi.
{flike}