Szukaj
Close this search box.

Zbieranie podpisów może … zmienić życie.

stopa loveW dniu 19 czerwca zbieraliśmy podpisy na Rynku Krakowskim. (...)W pewnej chwili zauważyłem kobietę i mężczyznę przechodzących przez płytę Rynku Głównego w kierunku Sukiennic. Podszedłem zatem z pytaniem na ustach - ''Czy chcielibyście podpisać się przeciwko aborcji?''. Spotkał mnie dość stanowczy wzrok chłopaka i chłodna odpowiedź - ''Nie!'', jednak zauważyłem jakieś zdziwienie dziewczyny, wywołane zapewne tą jego reakcją.

stopa loveW dniu 19 czerwca zbieraliśmy podpisy na Rynku Krakowskim. (…)W pewnej chwili zauważyłem kobietę i mężczyznę przechodzących przez płytę Rynku Głównego w kierunku Sukiennic. Podszedłem zatem z pytaniem na ustach – ”Czy chcielibyście podpisać się przeciwko aborcji?”. Spotkał mnie dość stanowczy wzrok chłopaka i chłodna odpowiedź – ”Nie!”, jednak zauważyłem jakieś zdziwienie dziewczyny, wywołane zapewne tą jego reakcją.

Para odeszła, a ja wróciłem do swoich czynności. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło, gdy spostrzegłem, że chłopak stoi już niemal przy samych Sukiennicach, a dziewczyna idzie dziarskim krokiem w moją stronę. Spotkaliśmy się w połowie drogi, a następnie kobieta bez wahania podpisała się pod projektem ustawy, wspominając zarazem, że będzie musiała poważnie porozmawiać ze swoim chłopakiem. Po chwili, pojawił się ów mężczyzna, spokojnie choć z lekkim wyrzutem w głosie powiedział, że czeka go teraz poważna rozmowa..

Odpowiedziałem, że dialog jest czymś istotnym w związku, zwłaszcza, gdy chodzi o sprawy tak życiowe. Chłopak zgodził się z tym początkowo, lecz po chwili dodał, że w niektórych kwestiach nie bardzo można dojść do porozumienia. Jego zdaniem, problem leżał w tym, że on jest niewierzący a ja (i możliwe, że jego dziewczyna) wierzę i kieruję się przez to nauką Kościoła katolickiego, nawet, gdyby nie miała ona logiki i pokrycia w rzeczywistości. Zastanowiłem się chwilę i spokojnie odpowiedziałem, że nawet gdyby Bóg nie istniał, jego zasady, a przez to nauczanie Kościoła nie straciłyby sensu, gdyż w Kościele raczej nie ma zakazów opartych o – ”nie, bo nie” – i tak samo jest z problemem aborcji, można być jej przeciwnym, zupełnie nie wierząc w Boga.

Chłopak odparł na to, że dla niego płód nie jest życiem, a przez to, nie jest większą wartością. W jego przekonaniu, wartość ludzkiego płodu wynikała właśnie jedynie z religii.

Ponownie się nie zgodziłem, uzasadniając swoje odmienne zdanie opinią, że można nie wierzyć w Boga i jednocześnie przyznawać, że zarodek, płód itp. jest człowiekiem od chwili poczęcia. Zaproponowałem, abyśmy zrobili założenie że Boga nie ma, a życie ludzkie zaczyna się w dowolnie wybranym przez niego momencie plus minus jeden dzień oraz wyłączyli z tego religię.

Zapytałem, co wtedy zostaje? I nie czekając na odpowiedź, zasugerowałem, że niewątpliwie zostaje „potencjał”. Potencjał bycia człowiekiem, czemu trudnu już zaprzeczyć. Potencjał, który można zniszczyć wraz ze wszystkim, co ten twór – bo według założenia jeszcze nie człowiek – przynieść może ze sobą na świat. Usuwając płód, usuwamy wszelkie dobro, które by się z niego narodziło, pracę, którą by wykonywał, miłość, z której by się cieszył lub dla niej cierpiał, każde zapisane słowo, każą podaną w potrzebie przez niego dłoń oraz – w przyszłości – jego dzieci. Niszcząc ten twór niszczymy coś zupełnie, całkowicie niepowtarzalnego. Potencjał ten dzieli nie więcej niż 9 miesięcy od narodzenia w naszym społeczeństwie i jego strata, jest zarazem stratą wszystkiego tego, czym byłby w przyszłości. Następnie dałem mu przykład matki, jako banku z niewyobrażalnie wysokim oprocentowaniem, – ”wkładasz” 10 zł a za 9 miesięcy masz otrzymać 1 milion. Cieszysz się z tego, lecz nagle ktoś usuwa Ci to konto. Ile wtedy straciłeś? 10 zł czy milion? Chłopak odpowiedział, że straciłby możliwość stania się milionerem i gdy uświadomił sobie, co właśnie powiedział, poprosił o podanie długopisu.

Na koniec dodam, że ten chłopak jest studentem medycyny…

Chłopak stwierdził jednak, że według niego, wiara jest nielogiczna, a ja przekornie przyznałem mu rację. Powiedziałem, że moja wiara to głównie wiara w miłość, bo mój Bóg jest miłością. Zapytałem, czy wierzy w miłość? Stała przy nas jego dziewczyna więc był zobligowany powiedzieć – „tak”-, choc myślę, że on naprawdę w miłość wierzył. Odpowiedziałem, że miłość też jest nielogiczna. Tym razem on zaprzeczył, tłumacząc, że to chemia, przywiązanie oraz zaspokojenie własnych potrzeb. Dziewczyna była wyraźnie zniesmaczona. Wątpiłem, aby jej pragnieniem było zaspokojenie potrzeby tego młodzieńca. Aby nie być powodem karczemnej awantury, szybko odpowiedziałem, że według mnie, miłość to decyzja! Decyzja, że będę cię kochać, zawsze i bezwarunkowo. Nawet jeśli ta miłość, miałaby być powodem mojego cierpienia lub śmierci…to ja to biorę na swoje barki. Dzisiejszy świat mówi: „to jest zupełnie nielogiczne, by nie powiedzieć – samobójcze i głupie”. A jednak, dodałem, szukamy miłości, a nawet wpisujemy ją w sens swojego istnienia. Zapytałem, czy się ze mną zgadza? Odpowiedział, że tak, czym wyraźnie udobruchał swoją dziewczynę, a następnie przyznał, że faktycznie są sprawy, w które się wierzy wbrew jakiejkolwiek logice. Na koniec zapytał jeszcze, dlaczego wierzę akurat w tego Boga. Odpowiedziałem, iż wybieram Go jako jedynego i prawdziwego bo to Bóg, który mnie kocha naprawdę. Jedyny, który nie stawia tej miłości najmniejszego warunku. Jedyny, który wiedząc, że ta miłość przyprawi go o cierpienie i śmierć, powiedział…TAK! Wierzę, że prawdziwe jest tylko na Ziemii dobro, tj. – MIŁOŚĆ. A ja nie uwierzę w Boga, który nie przedstawi się słowami – ”Jestem miłością”!

Po chwili oboje odeszli pozostawiając uśmiech na mojej twarzy, dobry humor i zapał do dalszej pracy.

{flike} 

...

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN