Obchodzony w miniony weekend Dzień Wcześniaka jest okazją do przypomnienia historii „Dzidziusia z Oldenburga” – wcześniaczka, który mógł nim nie zostać, gdyby nie obowiązujące w Niemczech okrutne prawo pozwalające na zabijanie takich jak on przed narodzeniem.
Tim miał 25 tygodni życia płodowego, gdy jego rodzice dowiedziawszy się o tym, że ma zespół Downa, postanowili „pozbyć się problemu” i zgłosili się do szpitala Städtische Frauenklinik w Oldenburgu w celu poddania syna aborcji. 6 lipca 1997 matka chłopca otrzymała środki wywołujące poród, w wyniku czego Tim przyszedł na świat. Ponieważ żył, jego serce biło i oddychał, odłożono go na bok i odstąpiono od reanimacji, co jest typową praktyką w przypadku, gdy noworodek przeżywa własną aborcję. Jednak chłopiec nie umierał, spadała tylko temperatura jego ciała. W końcu po 10 godzinach znalazła się wśród personelu szpitala osoba, która zlitowała się nad nim i podłączyła go do aparatury ratującej życie.
Dziecko wkrótce znalazło nową rodzinę i trafiło do państwa Berndt, którzy byli akurat świeżo po kursie dla rodziców zastępczych. Przybrani rodzice, nie zastanawiali się długo. Telefon z Urzędu ds. Młodzieży, w trakcie którego usłyszeli historię chłopca spowodował, że poczuli, że chcą mu pomóc, objęli więc opiekę nad ważącym wówczas 630 g i mierzącym 32 cm Timem.
Sposób, w jaki chłopiec znalazł się na świecie nie pozostał niestety bez wpływu na jego zdrowie fizyczne oraz rozwój. Problemy Tima wykraczały znacznie poza trudności typowe dla osób z zespołem Downa. Dziecko cierpiało na uszkodzenia narządów wewnętrznych, miało kłopoty ze wzrokiem, wykazywało także cechy autystyczne. Było poddawane intensywnej rehabilitacji, w tym np. delfinoterapii, dzięki której poczyniło znaczne postępy w rozwoju motoryki oraz innych umiejętności i czynności życiowych. W wieku 7 lat zaczęło uczęszczać do szkoły specjalnej.
Historia chłopca stała się głośna, gdy w 1998r. jego biologiczni rodzice złożyli do sądu pozew przeciwko szpitalowi, w którym domagali się zadośćuczynienia za cierpienia moralne wynikłe z faktu, że lekarze nie uprzedzili ich o możliwości urodzenia żywego dziecka. Politycy niemieccy wszystkich opcji zaczęli wtedy głośno mówić o problemie późnych aborcji i obiecywali zająć się tą kwestią. Nic jednak w tej sprawie nie zrobiono.
W innym procesie skazany został na karę grzywny (niewysoką, bo raptem 13 tys. Euro) lekarz, który po urodzeniu Tima nie poddał go natychmiastowej reanimacji. Jak wielkim paradoksem jest, że do odpowiedzialności pociągnięto go właśnie za niezajęcie się noworodkiem, natomiast nie za próbę zabicia go poprzez przedwczesny poród…
W krajach, gdzie prawo zezwala na abortowanie chorych dzieci, przypadki urodzeń żywych w trakcie aborcji nie są wcale rzadkie. Raz po raz do opinii publicznej przebijają się świadectwa położnych i lekarzy mówiących, że czasem dziecko zdoła nawet jeszcze zapłakać, po czym jest odkładane na chustę chirurgiczną, aby tam zmarło. To też są wcześniaki, tyle że niechciane, dlatego zmuszone do urodzenia się przed terminem i pozbawione pomocy medycznej. Nie walczy się o życie dla nich, tylko czeka, aż umrą, mimo że na ten świat przychodzą w asyście lekarzy w wyposażonych w odpowiednią aparaturę klinikach. Światowy Dzień Wcześniaka jest także ich dniem, choć nikt o nich przy tej okazji nie wspomina. Jest to święto także Tima.
W Polsce w ramach obchodów Światowego Dnia Wcześniaka oglądać można właśnie wystawę „Wcześniaki – wczoraj i dziś”. Od dziś przez tydzień prezentowana jest na rogu ulic Krakowskie Przedmieście i Miodowej w Warszawie. Honorowy patronat nad wydarzeniem objęła Marszałek Sejmu Ewa Kopacz – ta sama, która niejednokrotnie w swoich wypowiedziach w mediach broniła obowiązujących obecnie przepisów, na mocy których abortuje się dzieci podejrzane o chorobę nawet w 24 tygodniu ciąży. W październiku br. głosowała także za odrzuceniem ustawy dającej niepełnosprawnym dzieciom takie samo prawo do życia jak dzieciom zdrowym.
Nie ma dokładnych statystyk mówiących o tym, ile spośród takich dzieci przeżywa sztucznie wywołany poród. Wiadomo jednak, że podobne przypadki mają miejsce i aby dziecko zmarło, niezbędne jest odłożenie go na bok i odczekanie na jego śmierć. O tym iż ujście z życiem nawet poza organizmem matki jest dla takiego maleństwa możliwe mówią chociażby świadectwa rodziców wcześniaków urodzonych nawet w 22 tygodniu ciąży, którym dzięki fachowej i natychmiastowej interwencji lekarskiej udało się przeżyć. Dziś ich historie stanowią wsparcie dla rodziców, którzy nagle stają twarzą w twarz z problemem przedwczesnego porodu własnego dziecka. Są one także świadectwem tego, na kim przeprowadzane są aborcje – nie na tkankach płodów, ale na ludziach mających w sobie wolę życia i gotowych stoczyć walkę o to życie, jeśli tylko celowo im się go nie odbierze.
To pięknie gdy polityk angażuje się w akcje społeczne na rzecz wcześniaków. Z takim działaniem mu do twarzy. Szkoda tylko, że zapomina o tych, których na wcześniactwo i pozostawienie bez reanimacji skazano na mocy przepisów, które ten sam polityk popiera…
_________________
Kaja Godek jest mamą 4 letniego Wojtka z zespołem Downa, prowadzi blog http://kajagodek.natemat.pl/
{flike}