Pod samochodem, oprócz mnie, pojawił się także ochotniczy artysta z butelką sprayu, policja oraz chłopak, który próbował go obezwładnić przy użyciu gazu pieprzowego.
Smaczku dodaje fakt, że na miejscu pojawiła się też matka niedoszłego artysty, która akt malowania po mieniu należącym do Fundacji Pro, obserwowała z pobliskiego okna.
Jakie były argumenty za „instalacją artystyczną” na zdjęciach przedstawiających aborcję w 22. tygodniu życia?
- „Dziecko nie ma jeszcze duszy”,
- „Moje 6-letnie dziecko przeżyło szok, widząc te zdjęcia. Jak mam mu to wytłumaczyć?”,
- „Mam piątkę dzieci. Jestem za tym, aby kobiety miały wybór.”,
- „Dlaczego Sparta była silna? Bo eliminowano słabsze jednostki”,
- „To nie jest dziecko, to płód”,
- „Wszyscy na świecie doskonale wiedzą, jak wygląda aborcja. Nie trzeba tego pokazywać”,
- „Chcecie odebrać ludziom dostęp do edukacji. Jest XXI wiek”.
Tak było, nie zmyślam. Cytaty są oryginalne równie mocno, jak całość sytuacji.
XXI wiek, a metody „eliminacji” wciąż, jak w wiekach ciemnych. Matki krzyczące o aborcji są bardzo smutnym obrazem naszych czasów – pomieszania z poplątaniem, braku hamulców moralnych i relatywizacji każdej ze spraw. Bo „według mnie” życie zaczyna się od momentu poczęcia, a „według pani” od 18. roku życia płodu. Prawo też powinno za tym nadążyć.
Wniosek? Edukacja jest potrzebna, ale rodzicom właśnie, którzy twierdzą, że nie są w stanie wyjaśnić własnemu dziecku obrazka pokazującego aborcję, lecz nie mają problemu z objaśnieniem idei czarnego marszu. Bo to rodzice powinni filtrować treści dla dzieci – nie Magdalena Środa, ani nawet Fundacja Pro.
A dlaczego samochód stoi pod szpitalem? Bo to tam powinno się „po pierwsze: nie szkodzić”. Zapomniano tylko, że maksyma ta dotyczy człowieka, nie lobby.
Autor: Gabriela Masztafiak/FB