10 maja na skrzyżowaniu ulic Karmelickiej i Batorego w Krakowie stanęła wielka przyczepa z plakatem pokazującym prawdę o aborcji. Tę samą prawdę, którą tak próbują ukryć aborcjoniści chcący pełnej legalizacji tego koszmarnego procederu.
Już pierwszego dnia otrzymaliśmy mnóstwo wyrazów wsparcia, gratulacji i próśb, by nie przejmować się krytyką. Ta oczywiście nadeszła ze spodziewanej strony, jaką są lewicowe media. Gazeta Wyborcza nagle zaczęła odgrzewać temat kolejnego już procesu, tym razem wytoczonego przez proaborcyjną partię Razem. Zaczęto negować również legalność postawionej przyczepy. Ta jednak stała tam dalej.
Skoro nie można było usunąć przyczepy legalnie, lewicowe środowiska tradycyjnie sięgnęły do mniej legalnych środków. Najpierw baner zaklejono czarną taśmą, potem przyklejono na niego karteczki samoprzylepne. Gdy zdjęto taśmę i karteczki, wandale wściekli się i trzeciego dnia zerwali plakat. Pomijając już fakt nielegalności działań aborcjonistów, po raz kolejni obnażyli oni swoją hipokryzję. Oto bowiem okazuje się, że pokazywanie skutków aborcji jest złe i nie wolno tego robić – samo zabijanie nienarodzonych ludzi widocznie złe nie jest i powinno się to zalegalizować. Czy można znaleźć lepszy przykład na dwoistość myślenia lewicowych działaczy?
Przez trzy dni plakat obejrzało tysiące osób. Został on po raz kolejny wielokrotnie pokazany w mediach. Miejmy nadzieję, że zdjęcia zabitego człowieka dadzą do myślenia tym, którzy zastanawiają się nad dopuszczalnością jakiegokolwiek wyjątku aborcyjnego w polskim prawie.
Przeczytaj również: Partia „Razem” kłamie na temat plakatów!