Szpital Uniwersytecki, bo o nim mowa, w roku 2020 wykonał 32 aborcje – jak sam przyznaje, wszystkie one odbyły się „w wyniku badań prenatalnych”, czyli przy podejrzeniu choroby u poczętych dzieci. Jak wiemy, w październiku 2020 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że aborcje z tej przesłanki są niezgodne z ustawą zasadniczą i tym samym straciła ona moc prawną.
Można było przypuszczać, że teraz liczba wykonywanych aborcji w tej placówce zbliży się właściwie do zera. Rok później wykonano 5 aborcji – wszystkie tym razem z powodu „zagrożenia życia lub zdrowia matki”, przesłanki, która pozostaje w mocy – natomiast tylko w bieżącym półroczu licznik wskazywał na aż 11 aborcji, wszystkie z tej samej przyczyny.
Proszę zwrócić uwagę, że na 32 aborcje w roku 2020 ani jedna nie została wykonana w przypadku zagrożenia życia kobiety. Skąd więc ten wzrost? Może być on spowodowany współpracą organizacji proaborcyjnych z psychiatrami, którzy godzą się na wystawianie zaświadczeń o rzekomym zagrożeniu dla życia lub zdrowia psychicznego kobiet, które spodziewają się np. ciężko chorych dzieci. Ten proceder to wykorzystanie furtki, jaką w polskim prawie stanowi obecność jakiejkolwiek przesłanki do tzw. legalnej aborcji. Nie mówiąc już o morderczych pigułkach aborcyjnych, które te organizacje rozprowadzają wśród kobiet w sposób przestępczy.
Mając na uwadze powyższe fakty, postanowiliśmy o wznowieniu pikiet pod Szpitalem Uniwersyteckim. Z naszych doświadczeń wynika, że najbardziej negatywnie nastawieni do pikiet są niektórzy lekarze i inni pracownicy tej placówki. Niektórzy zarzucają nam, że zdjęcia są sfałszowane, stare lub nie przedstawiają aborcji. Pewien mężczyzna podczas dzisiejszej rozmowy mówił, że to są zdjęcia z poronień naturalnych oraz różnych zabiegów, a nie aborcji… Nawet jeśli poronienia mogą czasami wyglądać podobnie, nic nie zmieni faktu, że nasze zdjęcia przedstawiają właśnie aborcję, czyli okrutne zabójstwo poczętego dziecka. Nadto mamy też certyfikaty potwierdzające ich autentyczność.
Pewna kobieta z kolei zarzucała nam traumatyzowanie ludzi. Mówiła, że sama straciła dzieci i opowiadała się za „wyborem” w sprawie aborcji… Na pytanie, czy zgodziłaby się na zabicie już urodzonego chorego dziecka odparła, że przecież jest medycyna i takie dzieci się leczy… Ale już w kwestii dzieci nienarodzonych dla niej „medycyną” jest aborcja. Bardzo emocjonalnie reagowała na nasze argumenty twierdząc, że ważne jest to, czego chce matka i jaką ona decyzję podejmie, a życie nienarodzonego dziecka się nie liczy… Takie słowa w ustach matki po stracie brzmią doprawdy strasznie.
Wiele osób z uwagą przyglądało się zdjęciom, a niektórzy robili zdjęcia. Kilka osób wyraziło poparcie dla akcji, za co serdecznie im dziękujemy!
W następnych tygodniach będziemy kontynuowali naszą akcję „Szpitale bez aborterów”. Takie placówki powinny chronić i ratować życie i zdrowie swoich pacjentów, także tych jeszcze nienarodzonych. Szpitale nie są od zabijania. Zapraszamy do działania razem z nami!