Tym razem jednak od samego początku było gorąco. Jak zwykle rozpoczęliśmy rozstawianie naszego namiotu, dziwne było jednak to, że choć policja pojawiła się na miejscu punktualnie, to do momentu, w którym nie włączyliśmy naszego nagrania, nie było z ich strony żadnej interakcji. Kiedy tylko nagranie zostało uruchomione, funkcjonariusze podeszli do nas. Co dziwne, ale i bardzo przykre, podeszło do nas aż siedmioro funkcjonariuszy! Argumentowano to naszym bezpieczeństwem… Jednak jak się miało okazać chwilę później, liczba funkcjonariuszy nie była przypadkowa i można śmiało przypuszczać, iż miała zadziałać na nas represyjnie. Naprawdę trudno uwierzyć, że aż tak zależało im na naszym bezpieczeństwie.
Wzajemne wylegitymowanie przebiegło pomyślnie i pikieta trwała spokojnie przez około 30 minut. Między policjantami krążył pewien urzędnik, który już nie raz w Otwocku wyrażał swoje głębokie niezadowolenie naszą obecnością. Bez dwóch zdań zdjęcia ofiar aborcji są dla niego solą w oku… Dwójka pozostałych urzędników pojawiła się na pikiecie później i przystąpiła do rozwiązania naszego zgromadzenia, argumentując to tym, że nasza akcja zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego. Urzędnicy po dwukrotnym upomnieniu rozwiązali nasze zgromadzenie. Postanowiliśmy jednak nie odpuszczać i w reakcji na tę tak wątpliwą argumentację prawną, pozbawiającą nas w tym przypadku prawa do zgromadzeń publicznych, zorganizowaliśmy zgromadzenie spontaniczne.
Ono z kolei po kilkunastu minutach zostało rozwiązane przez policję z racji tych samych powodów. Po tym, jak schowaliśmy nasz namiot, żeby czasem nie stwarzać już tej, rzekomo, niebezpiecznej sytuacji, zwołaliśmy kolejne zgromadzenie spontaniczne nieopodal. Tym razem nie daliśmy już policji do rąk argumentu o stwarzaniu zagrożenia, stojąc w wystarczającym oddaleniu od ruchu drogowego i mając tylko jeden baner aborcyjny. Niestety i to nie spodobało się policji. Organizatora poinformowano o tym, że zostanie skierowany przeciw niemu wniosek do sądu. Teoretycznie dlatego, że nie podporządkował się decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia. Choć wyraźnie zakończono poprzednie zgromadzenie, a następne zostało po kilkunastu minutach zgłoszone. Tyle dobrze, że nie próbowano już rozwiązać (trzeciego już z kolei) zgromadzenia i mogło odbyć się ono spokojnie. Po zakończeniu tej pikiety nie było już istotnych dla sprawy interakcji z policją.
„Ale teraz się ludzie skarżą” – taką odpowiedź usłyszeliśmy od funkcjonariusza, gdy wspomnieliśmy, że pikieta w tym miejscu i o niemal identycznym przebiegu miała miejsce już kilka razy, a argument, iż nasza pikieta stanowi zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, nigdy wcześniej się nie pojawił. Najbardziej tę całą interwencję burzy następująca konkluzja. Jeśli stwarzaliśmy aż takie zagrożenie w ruchu drogowym, to czyż policja nie powinna reagować od samego początku? Czy urząd nie powinien zwrócić się do organizatora zawczasu? Czy poprzednie patrole policji nie były w stanie ocenić tej sytuacji jako tak groźnej, żeby również zakazać kontynuowania poprzednich akcji? Cóż… Odpowiedź nasuwa się sama.
Nie zamierzamy odpuścić. Takie karygodne zachowanie i przykrywanie się przepisami bezpieczeństwa, by usunąć nas z debaty publicznej, jeszcze bardziej pokazuje nam, że nasza obecność jest w Otwocku konieczna. Zachęcamy do dołączenia do komórki warszawskiej przez naszą stronę, żeby otrzymywać informacje, kiedy następnym razem będziemy w Otwocku.