Osoby te są przypuszczalnie sterowane przez środowiska gejowskie, ale też przez dziennikarzy, którzy szukają gorącego medialnego tematu. Np. redaktor Jan Józefowicz z telewizji WTK jako gej szukający pomocy przyszedł do poradni z ukrytym nadajnikiem, który obsługiwała będąca w pobliżu jego redakcyjna koleżanka.
Jednocześnie jest przecież spora grupa osób, które naprawdę szukają pomocy w przezwyciężeniu własnego homoseksualizmu. Jak odróżnić jednych od drugich, jak chroniąc się przed prowokatorami – nie odmówić pomocy potrzebującym?
Homoseksualizm egodystoniczny
Potrzebującą jest osoba, która odczuwając popęd płciowy do osób tej samej płci (SSA – same sex attractions) tego pociągu w sobie nie akceptuje, nie chce. Sama przecież tak nie wybrała, nie spowodowała, ma więc prawo go nie akceptować. Najczęściej dzieje się tak z pobudek religijnych, społecznych, czasem jeszcze innych. Jest więc to osoba homoseksualna, której popęd stoi w konflikcie z jej wartościami, poglądami, marzeniami… Burzy harmonię wewnętrzną, czyli syntonię, powodując głębokie odczucie rozbicia i chaosu (dystonię) w przeżywaniu siebie, czyli we własnej tożsamości (ego). Jak bardzo cierpi taki człowiek wie tylko on sam; trochę też wiedzą ci, którzy cierpią podobnie. To jest właśnie homoseksualizm egodystoniczny.
Wyobraźmy sobie kogoś, kto doznał skomplikowanego połamania kości; sztab lekarzy podejmuje operację, żeby mu te kości dopasować, złożyć i zabezpieczyć, żeby zrosły się na nowo. Jaka radość! Wdzięczność, podziw i uznanie dla lekarzy! To znamy, słyszymy, czytamy – i też podziwiamy.
Osoba homoseksualna również cierpi. I nagle dowiaduje się, że jest możliwość poskładania go na nowo – odkrycia, zrozumienia, wyjaśnienia i skorygowania tego, co w jego życiu było połamaniem, zranieniem i co zaowocowało konfliktem ze sobą samym. Czy można wtedy odmówić pomocy?
Taką właśnie formą pomocy są wszelkiego rodzaju terapie dla osób SSA. Leczą zranienia emocjonalne i konflikty wewnętrzne, pomagają odnaleźć lub zbudować własną tożsamość, zwłaszcza tożsamość mężczyzny lub kobiety, czyli tożsamość płciową. Dlaczego nie jest to oczywiste?
Przyczyny sporu
Dyskusja na temat genezy i traktowania – lub nie – homoseksualizmu jako zaburzenia nie kończy się na sporach teoretycznych. Wynik tych dyskusji ma bowiem konsekwencje bardzo daleko idące: jeżeli uznamy, że homoseksualizm nie jest zaburzeniem, to nie ma powodu, żeby poddawać go procesom korygującym (psychoterapii). Jeżeli przyjmiemy, że homoseksualizm jest uwarunkowany genetycznie, to – jak w każdym innym przypadku uwarunkowania genetycznego – nie jesteśmy w stanie go zmienić za pomocą psychoterapii. Dalej – jeżeli uznamy, że homoseksualizm jest wyborem, to musimy uznać prawo osoby do takiego wyboru i nie możemy się spodziewać, że zechce ona zmiany, a współpraca jest podstawowym warunkiem skuteczności psychoterapii.
Natomiast jeżeli uznajemy homoseksualizm za zaburzenie orientacji seksualnej w wyniku urazów emocjonalnych we wczesnych etapach rozwoju, to możemy korygować to zaburzenie, tak jak każde inne zaburzenie emocjonalne, poprzez psychoterapię: Nie ma osób homoseksualnych, są jedynie osoby heteroseksualne, które zatrzymały się na pewnym etapie rozwoju, przede wszystkim emocjonalnego. Wymagają zatem takiej terapii, w której głównym elementem jest integracja osobowości i dojrzewanie. [Mówimy więc] o osobach, które wymagają wsparcia terapeutycznego, by leczyły zranienia i dojrzały emocjonalnie. Wyzdrowienie z homoseksualizmu jest przede wszystkim całościową przemianą emocjonalną lub zmianą osobowości.
Najogólniej mówiąc, terapia homoseksualizmu prowadzi do odszukania i zrozumienia źródeł zranień emocjonalnych, na których bazie rozwinął się homoseksualizm, a następnie uleczenia ich: gdy te trudności emocjonalne leczone są w ramach terapii, męska tożsamość wzmacnia się i pociąg płciowy do osób tej samej płci maleje. Trzeba mieć nadzieję, że wgląd w przyczynę smutku i złości doprowadzi do przebaczenia i wolności. W tym sensie mężczyźni i kobiety, cierpiący z powodu pociągu płciowego do osób tej samej płci, nie różnią się od innych osób doświadczających problemów emocjonalnych i muszą się nauczyć, jak przebaczać.
Skuteczna terapia homoseksualizmu
Są terapeuci, którzy taką terapię prowadzą i udokumentowali jej rezultaty, np. Josef Nicolosi, jeden z najlepszych znawców zagadnienia i najbardziej doświadczonych terapeutów. Zarówno on, jak i wielu innych, relacjonuje przebieg terapii, przedstawia szczegółowy opis przypadków oraz dokładne wyniki. Pozytywne efekty terapii potwierdzają również autobiograficzne relacje wielu osób wcześniej homoseksualnych, chociażby terapeuty Richarda Cohena czy założyciela ruchu Living Waters (w Polsce Strumienie Życia) – Andy Comiskey’ego.
O pełnej skuteczności terapii mówimy, gdy dochodzi do trwałej zmiany orientacji z homo na heteroseksualną, czyli zanika popęd płciowy do osób tej samej płci, a budzi się popęd do płci przeciwnej. Takie osoby zazwyczaj wiążą się później z osobą płci przeciwnej, zakładając rodzinę. U innych może nie dojść do całkowitej zmiany orientacji, ale następuje znaczna poprawa, polegająca na wzrastającym heteroseksualizmie, a pacjenci stwierdzają, że odnieśli znaczący pożytek z terapii, na przykład przez redukcję problemów towarzyszących.
Procentowe przedstawianie skuteczności terapii różni się u różnych autorów. Panuje jednak zgodność co do tego, że skuteczność jest taka sama, jak w podobnych problemach psychologicznych. Przy czym warunkiem jest zawsze motywacja ze strony pacjenta. Terapeuci wierzący dostrzegają jeszcze, że wiara jest czynnikiem silnie wspierającym i wzmacniającym motywację do zmiany – osoby wierzące otrzymują dodatkowe wsparcie duchowe: Gdy przebaczenie i duchowość chrześcijańska stają się zasadniczą częścią terapii, procent wyleczeń z bólu emocjonalnego i płynących z niego zachowań homoseksualnych sięga 100%, pod warunkiem, że pacjenci rzeczywiście angażują się w proces uzdrawiania (Harvey).
Zmiany zachodzące podczas terapii
Zmiana zachodzi w trzech obszarach: w zachowaniu, tożsamości oraz w odczuwanym pociągu. W zachowaniu: niezależnie od tego, jak intensywne było dotąd czyjeś życie seksualne, można z nim zerwać. Można też stać się wolnym od oglądania pornografii. Jeśli chodzi o fantazje erotyczne i masturbację, dla niektórych wolność nie będzie zupełna, ale częstotliwość takich zachowań ulegnie zmniejszeniu. Myśli homoseksualne nie będą już dominujące.
W zmianie tożsamości nie chodzi o to, że ktoś przestaje mówić „jestem gejem”, ale o to, że zaczyna czuć się dobrze z sobą jako mężczyzna (lub jako kobieta). Akceptuje swoją męskość albo kobiecość i cieszy się nią. Nie czuje już, że czegoś mu brakuje w świecie mężczyzn i kobiet.
Jeżeli chodzi o odczuwanie pociągu (SSA), to u wielu osób pociąg do tej samej płci nie znika zupełnie. Potrafi jednak się zmniejszyć do tego stopnia, że są one pewną drobną niedogodnością; można to porównać do myśli, które ma wierny heteroseksualny mąż, kiedy patrzy na szczególnie piękną kobietę.
A tak wygląda skuteczność terapii osób homoseksualnych, wyliczona przez niektórych badaczy:
według Aardwega (dane z roku 1986) zanik SSA po terapii zakończonej 19% mężczyźni i 60% kobiety; po terapii przerwanej 11% mężczyźni i 37% kobiety; według Roberta Spitzera (dane z roku 2003) po terapii zakończonej 29% mężczyźni i 63% kobiety (głęboka zmiana); po terapii przerwanej 11% mężczyźni i 37% kobiety (znacząca zmiana); według Johnson, Yarkhouse’a (dane z roku 2007); próba 100 osób bez podziału na płeć: 40% znacząca zmiana; 30% umiarkowana zmiana.
Ponieważ potocznie określa się cel terapii jako „zmianę orientacji”, to terapie takie określa się jako terapie re-orientacyjne. Jest ich wiele, są różne – różni terapeuci stosują różne systemy, ale wszystkie, wszystkie są solą w oku środowisk gejowskich.
Dlaczego jednak komuś przeszkadza, że inny, zupełnie obcy człowiek, chce podjąć terapię? Dlaczego osoby, nie będące psychologami, nie mające żadnych kwalifikacji zawodowych w tym kierunku, chcą kontrolować profesjonalistów?
Sól w oku
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że terapie reorientacyjne są solą w oku środowisk gejowskich. Chyba nic nie doprowadza ich do takiej wściekłości, jak prowadzenie, propagowanie czy nawet omawianie tych metod terapeutycznych. Nie cofną się przed niczym, żeby prowadzącego terapeutę wyśmiać, zniesławić, zdeprecjonować (Nicolosi mówił nawet o powtarzających się często atakach fizycznych). Nie cofną się przed oskarżeniami, oczernianiem, manipulacją, oszustwami w sferze społecznej, medialnej, zawodowej i prawnej, żeby tylko zniszczyć tego, kto im podpadł (osoba, pisząca te słowa doświadczyła już na sobie takich działań, chociaż i tak w znacznie mniejszym stopniu, niż byłoby to w krajach zachodniej Europy i USA).
Dlaczego tak się dzieje?
Dostępność i skuteczność takiej terapii obalałyby jeden z podstawowych gejowskich argumentów: że orientacja homoseksualna jest niezmienna. Obalałoby też drugi argument: że bycie gejem to pełnia życia, radość i szczęście, więc nikt nie będzie chciał z tego szczęścia zrezygnować, więc nikt nie będzie chciał zmienić orientacji z homo na hetero. Kiedyś się mówiło: Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Tutaj jest gorzej: Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o fanatyzm.
Chrześcijaństwo i wierność Bogu
A jeżeli jeszcze spojrzymy na to wszystko z perspektywy tu nieomawianej, czyli z perspektywy wiary chrześcijańskiej, to ukaże się jeszcze inna przyczyna: Smok odszedł rozpocząć walkę z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa (Ap 12,17). Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha.
Jolanta Próchniewicz – psycholog i teolog, autorka pracy doktorskiej na temat osób homoseksualnych w Kościele, zaangażowana w działalność pro life, członek Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich, od 20 lat prowadzi poradnię psychologiczną.