I w środku tego wszystkiego nasza pikieta. Tym razem umiejscowiona przed kościołem św. Krzyża na ulicy 3-go Maja. Dwa duże banery, z niezwykle sugestywnymi zdjęciami, kilku wolontariuszy rozdających ulotki, Msza Wszechczasów w świątyni za nami.
Nie sposób było przejść koło tej pikiety obojętnie. Na tle białych murów świątyni nasze banery wprost wkradały się w światło widzenia mijających nas ludzi. Wielu próbowało odwracać wzrok, jednak obraz z naszych banerów trafił już na ich spojrzenia. Prawda o zabijaniu dzieci w białych, lateksowych rękawiczkach nie jest wykreowana w Photoshopie, z uśmiechniętymi dziewczynami, mówiącymi o pozbyciu się problemu i bezstresowym życiu „po”. Prawda jest mocna w swym przekazie, wywołuje wiele pytań, pokazuje okrucieństwo zadawane bezbronnemu człowiekowi.
Spotkaliśmy się z całym spektrum reakcji ze strony przechodniów, jednak każda z nich dała nam jeszcze większą motywację, by trwać na posterunku. Rozdaliśmy tak wiele ulotek, jak jeszcze nigdy do tej pory. Dużym zainteresowaniem cieszyły się nasze broszurki o tym, jak rozmawiać o aborcji oraz o zabijanych dzieciach używanych w przemyśle farmaceutycznym i spożywczym. Przechodnie mówili, że coś gdzieś słyszeli, ale nie myśleli, że to prawda. Służyliśmy więc odpowiednimi publikacjami, by ich więdzę pogłębić.
Uściśnięto nam dłonie, robiono zdjęcia, czasem próbowano sprowokować – nic to. Bronimy nienarodzonych i ich prawa do życia.
Ksiądz opuszczający świątynię po Mszy Wszechczasów zatrzymał się, by udzielić nam błogosławieństwa. Czegóż mogliśmy pragnąć więcej na tamtą chwilę? Duch był nasycony, a serce płonęło ogniem dobrze sprawowanej misji.
Od murów przydeptakowych kamienic odbijał się dźwięk nagrań naszych działaczy, puszczany z głośnika. Mówiących o tym, czym jest aborcja, kto jest jej ofiarami i jak te ofiary cierpią. Delikatny wiatr łopotał płachtami banerów. Cisza między nagraniami tylko wzmagała ich przekaz…
Tego dnia nie pozostawiliśmy nikogo obojętnym.