Kilka dni temu prasa opisywała historię Michasia – dziecka które w wieku kilku miesięcy uległo wypadkowi, po którym lekarze bezradnie rozłożyli ręce. Według ich wiedzy medycznej dziecko nie miało szans na przeżycie. Od tego czasu minęło dwa i pół roku. Teraz jego mama mówi: „Lekarze nie mogą się nadziwić. Mój synek miał nie żyć, a dziś dogania rówieśników.”.
Takich historii jest mnóstwo. Większość z nas się z podobną opowieścią spotkała. Ja najbardziej pamiętam historię matki, która podeszła do nas kilka lat temu podczas pikiety pod Szpitalem Bielańskim. W 23 tygodniu ciąży rozpoczął się poród. Lekarze w tym szpitalu kazali jej czekać na urodzenie martwego dziecka – „poronienie” – jak się wyrazili. Pojechała do innego szpitala. „Dziś córka ma 5 lat, chodzi do przedszkola, wszystko jest dobrze.”.
Mimo to wielu specjalistów ma czelność arbitralnie skazywać kogoś na śmierć. Szczególnie jeśli chodzi o dzieci bardzo małe, urodzone wyniku „nieudanej” aborcji, zazwyczaj około 23 tygodnia ciąży. Według Ministerstwa Zdrowia czołowym sędzią w tej sprawie jest Krajowy Konsultant ds. Ginekologii i Położnictwa Stanisław Radowicki, który stwierdził, że „w zdecydowanej większości przypadków urodzone płody z powodu istniejących anomalii nie podejmują czynności życiowych.” W ”takich przypadkach rodzi się zazwyczaj płód z objawami życia, niezdolny do życia. Po przecięciu pępowiny najczęściej stwierdza się pojedyncze uderzenia serca i sporadyczne <gaspingi> czyli westchnienia. Ten stan trwa kilka, kilkanaście minut.” Następnie dodaje, że takie dziecko zabezpiecza się przed utratą ciepła w inkubatorze lub ramionach matki, co ma mu zapewnić „godne warunki od urodzenia do śmierci”.
Radowicki kompletnie ignoruje fakt, że po urodzeniu nie mamy już do czynienia z – jak się wyraził – „płodem”, ale noworodkiem. Wydaje się więc, że celowo odczłowiecza dziecko, skoro dalej stwierdza że jako lekarz nie zamierza ratować malucha. Skąd wie, że dzieci „z powodu anomalii nie podejmują czynności życiowych”? Żaden skrajny wcześniak nie podejmuje „czynności życiowych” bez pomocy. Czy jako lekarz nie ma obowiązku ratowania życia? Czy może dzieci uprzednio skazane na śmierć nie przedstawiają dla niego żadnej wartości? Czy według niego sam fakt bycia „niechcianym” odbiera człowiekowi prawo do życia?
Znajomość aktualnego stanu wiedzy medycznej czy tytuł profesora nie świadczą o tym, czy ktoś jest dobrym lekarzem. Brak szacunku dla słabszych stawia ich bowiem nie w pierwszym rzędzie, ale w rzędzie z oprawcami hitlerowskimi. Tych ostatnich historia już rozliczyła. Ci pierwsi czekają jeszcze na swoją kolej.
[author] [author_image timthumb=’on’]https://proprawodozycia.pl/wp-content/uploads/2016/10/ola-musiał.jpg[/author_image] [author_info]Aleksandra Musiał – Fundacja Pro – Prawo do Życia [/author_info] [/author]