To zwykłe oszustwo, gdyż w innych wypowiedziach mówi się wprost, że „edukacja zdrowotna” to „edukacja seksualna”, tylko pod zmienioną nazwą w celu uśpienia opinii społecznej i zmieszana z tematami, które nie budzą kontrowersji. Deprawacja seksualna to jednak niejedyne zagrożenie związane z nowym, przymusowym przedmiotem szkolnym. W „edukacji zdrowotnej” zdrowie będzie rozumiane na sposób ideologiczny. Wedle przyjętej definicji „zdrowa” jest aborcja, „zdrowa” jest masturbacja, „zdrowa” jest rozwiązłość seksualna. Do takiego rozumienia „zdrowia” przez uczniów chce doprowadzić MEN. Trzeba stawić opór i budzić świadomość rodziców.
Rodzice muszą być świadomi sytuacji i wiedzieć, jak działa manipulacja oraz mobilizować się do walki o swoje dzieci. Sytuacja jest bardzo poważna, a metody stosowane przez deprawatorów przebiegłe.
Rząd Tuska wie, że wprowadzenie „edukacji seksualnej” wprost i otwarcie do polskich szkół napotkałoby na duży opór społeczny. Dlatego postanowiono zastosować podstęp – wprowadzić „edukację seksualną” jako „edukację zdrowotną”. Decyzja już zapadła – od 1 września 2025 roku do wszystkich szkół wchodzi nowy, obowiązkowy przedmiot „edukacja zdrowotna”. Teraz potrzeba uśpić czujność rodziców i przekonać społeczeństwo za pomocą propagandy, że przedmiot ten jest niezbędny i potrzebny.
W tym celu niezwykle nasiliła się propaganda. W ciągu ostatnich dni głośno było w mediach o wynikach badań dotyczących kondycji fizycznej polskich uczniów. Międzyresortowy zespół ekspertów oraz polityków z kilku ministerstw przedstawił swoje wnioski. Jak podaje Telewizja Polska:
„Ponad 90 procent uczniów klas 1–3 szkół podstawowych nie potrafi chwycić, rzucić i kozłować piłki. To zatrważające wyniki badań przeprowadzonych przez Akademię Wychowania Fizycznego. Dlatego wkrótce w szkołach pojawi się nowy przedmiot – edukacja zdrowotna.”
Media nagłaśniały też udział Minister Edukacji Barbary Nowackiej w konferencji dotyczącej problemu otyłości dzieci i młodzieży. Odpowiedzią na otyłość dzieci również ma być wprowadzenie do szkół „edukacji zdrowotnej”. W podobnym tonie wypowiadali się w ostatnich dniach rozmaici eksperci z wielu dziedzin. Lekarze przekonują, że „edukacja zdrowotna” jest niezbędna, aby w dorosłym życiu pacjenci „nie szukali wątroby w okolicach kolana” oraz aby uniknąć wielu chorób, w tym nowotworów. Dentyści apelują, że konieczne jest podniesienie stanu świadomości uczniów w kwestii mycia zębów, a psycholodzy ostrzegają, że bez „edukacji zdrowotnej” problem depresji wśród dzieci będzie się pogłębiał. Na wszystkie tego typu problemy receptą ma być obowiązkowa „edukacja zdrowotna” w szkołach.
Aby przekonać się jak wielka jest to manipulacja, spójrzmy jak obecnie wygląda nauka w szkole. Grę w piłkę uczniowie ćwiczą na WF-ie. O narządach takich jak wątroba i innych częściach ciała uczą się na biologii, podobnie jak o chorobach czy żywieniu. W każdej szkole jest psycholog, a liczba psychologów w szkole ma być coraz większa, podobnie jak rozmaitych pedagogów czy nauczycieli wspomagających. Wszystkie tematy i problemy, o których tak mocno alarmują w ostatnich dniach eksperci, mają już swoje miejsce w aktualnie obowiązujących przedmiotach szkolnych i podstawach programowych. Po co zatem nowy, osobny, obowiązkowy przedmiot?
Ponieważ chodzi nie o zdrowie, a o deprawację seksualną dzieci oraz o przeprowadzenie rewolucji (anty)moralnej w sumieniach uczniów.
Przypomnijmy – już w październiku 2023 roku „edukatorka seksualna” Antonina Kopyt zaproponowała publicznie, aby „edukację seksualną” wprowadzić do polskich szkół jako osobny, obowiązkowy przedmiot pod nazwą „edukacja zdrowotna”. Wedle jej rekomendacji, tematy z zakresu „edukacji seksualnej” należy zmieszać z innymi tematami, takimi, które nie budzą kontrowersji. Kilka miesięcy później Antonina Kopyt weszła w skład rządowego zespołu, którego celem jest stworzenie podstawy programowej do „edukacji zdrowotnej”. Na czele tego zespołu stanął Zbigniew Izdebski – seksuolog odznaczony niemieckim medalem za rozwój „edukacji seksualnej” wedle niemieckich standardów, które zakładają m.in. naukę masturbacji i wyrażania zgody na seks oraz oswajania z rozwiązłością seksualną i homoseksualnym stylem życia.
Podsumowując – za nowy przedmiot „edukacja zdrowotna” odpowiada seksuolog, a jego nazwę („edukacja zdrowotna”) zaproponowała „edukatorka seksualna”. Do świadomości rodziców trafia jednak zupełnie inny przekaz, będący oszustwem i manipulacją – że „edukacja zdrowotna” to dbanie o kondycję fizyczną i zdrowie uczniów. Deprawacja to jednak niejedyne zagrożenie.
Celem wprowadzenia nowego, obowiązkowego przedmiotu do szkół jest również ideologizacja uczniów i wywołanie w sumieniach dzieci rewolucji (anty)moralnej. W „edukacji zdrowotnej” deprawacja seksualna zostanie zmieszana z nauką o „zdrowiu”. Jak to zdrowie ma być rozumiane? Jako ogólny, bliżej niesprecyzowany, dobrostan człowieka, również psychiczny i społeczny. Zdrowie jako „dobrostan” to definicja stworzona przez Światową Organizację Zdrowia WHO, współautora Standardów Edukacji Seksualnej, wedle których mają być „edukowane” polskie dzieci. Do czego prowadzi tak rozumiane „zdrowie”? Oto kilka przykładów.
1) Według „edukatorów seksualnych” regularna masturbacja jest nie tylko „zdrowa”, ale oddawanie się jej jest również naturalnym etapem „rozwoju psychofizycznego człowieka”. Jak możemy przeczytać w broszurze dla uczniów wydanej w ramach programu „edukacji seksualnej”, który kilka lat temu pojawił się w szkołach w Gdańsku:
„Większość ludzi, kobiet i mężczyzn, masturbuje się. Masturbacja to jeden z normalnych i zdrowych przejawów seksualności, zarówno samodzielnie, jak i w relacji. Wszyscy ludzie, na każdym etapie życia są istotami seksualnymi.” 2) Jeżeli pojawienie się dziecka w łonie matki narusza „dobrostan” kobiety, bo np. trzeba zmienić plany życiowe w związku z narodzinami dziecka, to należy dokonać aborcji i zamordować dziecko. Aborcji trzeba dokonać również wtedy, gdy np. kobiecie nie chce się zmieniać pieluszek albo wstawać w nocy do dziecka, gdyż to również narusza jej „dobrostan”. W związku z tym, aborcja jest działaniem „pro-zdrowotnym”.
3) Jeżeli ktoś pod wpływem propagandy LGBT odczuwa zaburzenia tożsamości i chce „zmienić płeć”, to „zdrowe” będzie dla niego przebieranie się w ubrania przeciwnej płci, zażywanie preparatów hormonalnych hamujących proces dojrzewania (tzw. tranzycja) lub amputacja „zbędnych” części ciała (np. piersi lub organów płciowych).
4) Jeżeli ktoś pod wpływem propagandy LGBT zamierza oddawać się homoseksualnemu stylowi życia i dopuszczać się aktów homoseksualnych (bardzo niebezpiecznych dla ciała i duszy człowieka), to takie działania będą dla niego „zdrowe”. Koordynator podstawy programowej do „edukacji zdrowotnej” Zbigniew Izdebski publicznie twierdził, że przeciętny homoseksualista posiada ok. 200 partnerów seksualnych w ciągu swojego życia. Izdebski nazwał to „formą obyczajowości” i „stylem życia”. Właśnie do takiego „stylu życia” będzie zachęcać „edukacja zdrowotna”.
Właśnie na tym będzie polegać obowiązkowa „edukacja zdrowotna” w polskich szkołach – na deprawacji seksualnej i ideologizacji dzieci. W czasach ZSRR powstało pojęcie „homo sovieticus” („człowiek sowiecki”), które miało określać „nowego człowieka” powstałego w wyniku propagandy i ideologizacji. Człowieka myślącego o całym świecie i o wszelkich kwestiach i problemach w kategoriach ideologii komunistycznej. Dzisiejszy „nowy człowiek” ma myśleć o wszystkim przez pryzmat ideologii „dobrostanu”, będącego skrajnym egoizmem i indywidualizmem.
Trzeba się temu przeciwstawić. Kluczowa jest świadomość rodziców oraz mobilizacja kolejnych środowisk do walki i oporu. Zdecydowana większość rodziców nie ma obecnie pojęcia o zagrożeniu. Właśnie na to liczą deprawatorzy seksualni, którzy z pomocą aborcyjnej koalicji Tuska forsują wprowadzenie „edukacji seksualnej” do szkół już od 1 września 2025r – na bierność rodziców i brak reakcji ze strony społeczeństwa. Dlatego nasza Fundacja w całej Polsce organizuje kolejne, niezależne kampanie informacyjne. Każdego dnia nasi wolontariusze wychodzą na ulice i docierają do kolejnych osób. Trwają także przygotowania do dystrybucji naszej broszury, na którą mamy już tysiące zamówień w formie papierowej. Można ją również pobrać za darmo w wersji elektronicznej w pliku PDF.
Walka trwa, a zwycięstwo jest możliwe, musimy tylko być konsekwentni, nieustępliwi i motywować kolejne osoby do działania. W 2014 roku dzięki naszej akcji „Stop pedofilii” oraz ogólnopolskiej mobilizacji rodziców udało się powstrzymać postępy „edukatorów seksualnych”. Podobnie może być dzisiaj.
Dlatego proszę Państwa o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka jest dla Państwa w obecnej sytuacji możliwa, aby umożliwić nam dalsze działania i docieranie z ostrzeżeniem do kolejnych Polaków, w szczególności do rodziców nieświadomych zagrożenia, jakie czeka na ich dzieci.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Z wyrazami szacunku