Takim posłem jest również Jarosław Sellin, próbujący przekonać słuchaczy, że nie czas na to, by za pomocą rozwiązań prawnych ratować życie dzieci podejrzanych o niepełnosprawność, a raczej powinniśmy utwierdzać kobiety w przekonaniu, że mogą decydować. Zasugerował również, że takie podejście jest podejściem pro-life. „Pracujmy wspólnie nad ochroną życia. Musimy dążyć do tego ostrożnie i roztropnie” – twierdził, choć w żaden sposób tej ochrony życia u posłów nie widać.
Widać za to, że zabijanie dzieci to dla posła Sellina niewygodny temat. Ledwo się po nim prześlizgnął, zachwalając szeroko krytykowany program „Za życiem”: „To jest o 1000 za dużo. Każde z tych dzieci ma prawo do życia. Takie mówienie, że my nic nie robimy dla życia, to jest bardzo nieuczciwe, dlatego, że my mamy program „Za Życiem”, program wspierania matek, które mają trudną ciążę i decydują się urodzić. Mamy cały program społeczny, który budujemy. On wspiera rodziny, a więc wspiera też życie. Jeżeli w rodzinie jest więcej pieniędzy, choćby z „500Plus”, „Wyprawki 300Plus”, macierzyńskich emerytur, to jak jest więcej pieniędzy, to jest więcej odwagi czy woli posiadania dzieci”
Wprowadzone rozwiązania jednak w żaden sposób nie zmienią sytuacji, a wręcz mogą ją pogorszyć. Wsparcie w trudnej sytuacji, choć ważne, sprawy nie załatwia. Wyraźnie pokazuje to przykład Wlk Brytanii oraz Francji, gdzie mimo świetnej sytuacji socjalnej, ilość aborcji liczona jest w setkach tysięcy. W żaden sposób u polityka twierdzącego że jest pro-life nie można usprawiedliwić twierdzenia, że życie człowieka powinno zależeć od czyjejś decyzji. Człowieka nie uratuje „pięćset plus”, a właśnie zagwarantowanie mu prawnej ochrony życia, którą Sellin mocno skrytykował, za swoje niepowodzenia winiąc pomysłodawców projektu „Stop Aborcji”. Przy czym polityk bardzo chętnie chwali się dodatkami dla rodzin i „zapomina”, że rząd PiS dotuje również z naszych podatków… aborcje. Każde zabicie dziecka jest dotowane przez NFZ, stąd też naciski ginekologów na kobiety, które często wręcz stawia się pod ścianą.
Przypomnijmy tu, że wiceminister kultury Jarosław Sellin był jednym z polityków, który odrzucił podczas haniebnego i naprędce zwołanego zebrania projekt „Stop Aborcji”, odrzucając tym samym głos pół miliona wyborców. Tego samego dnia pod jego biurem odbyła się pikieta obrońców życia, którzy przez półtorej godziny stali z transparentami i hasłami takimi jak „Macie krew na rękach”. Jarosław Sellin oraz reszta polityków przez trzy lata nie zrobili nic, żeby ją zmyć. Nienarodzonych zabija się w dalszym ciągu.