Przed głównym wejściem do Szpitala Bielańskiego stoi grupa ludzi. Upewniam się czy przyszli stanąć w obronie zabijanych tu chorych dzieci, choć w zasadzie nie muszę, bo biało – czerwone transparenty „stop aborcji” widać już z daleka. Pytam policjantów, czy możemy być na terenie szpitala. Dostaję sympatyczną odpowiedź: „Jasne. My jakby co będziemy was bronić przed palikotowcami czy innymi”.
Rozpoczyna się pikieta. Baner z napisem „W Szpitalu Bielańskim zabijają dzieci z Zespołem Downa” stoi w centrum. Na nim dziecko zabite w wyniku aborcji w 24 tygodniu ciąży. W końcu polskie prawo zezwala na zabijanie takich dzieci, z czego szpital skrupulatnie „korzysta”.
Oddział Ginekologiczno-Położniczy, obok Pediatria i człowiek automatycznie zadaje sobie pytanie dlaczego tu się zabija a tam leczy. Strona internetowa szpitala wyłuszcza nam misję tej jednostki. Ani słowa o opiece, trosce o zdrowie czy ratowaniu życia. Misją Szpitala Bielańskiego jest „świadczenie”. Tu świadczę życie tam świadczę śmierć. Usługa adekwatna do życzenia zleceniodawcy. A jak ktoś jest za mały, żeby się odezwać??
Tymczasem atmosfera wśród uczestników pikiety przyjazna. Każdy opowiada skąd się dowiedział o tym wydarzeniu i dlaczego tu przyszedł. Magda, studentka Akademii Pedagogiki Specjalnej patrzy na zdjęcie dziecka zabitego w 11 tygodniu ciąży i mówi, że nie rozumie co ludzie maja w głowach. Przecież tu widać i rączki i nóżki.
Asia przyznaje, że trochę miała opory przed pikietowaniem, ale zaraz sama bierze plik ulotek i rozdaje przechodniom.
Stojącego obok mnie pana informuję, że szpital nosi imię ks. Jerzego Popiełuszki. Z niedowierzaniem kiwa głową. Na myśl przychodzi fragment litanii znajdującej się przed grobem tego księdza: „obrońco nienarodzonych módl się za nami”.
Potem ktoś przynosi herbatę, bo zimno. Kubeczki przechodzą z rąk do rąk. Ludzie chyba łatwiej się jednoczą, gdy wspólnie bronią ważnej sprawy.
Dziennikarze przeprowadzają wywiady z uczestnikami, ale nie z dyrekcją. „Dyrekcja jest dziś niedostępna” – brzmi komunikat. Wychodzą jednak pracownicy w białych kitlach. Z zainteresowaniem oglądają plakaty. Może potrzebowali kogoś, kto by stanął po stronie ich sumienia.
Pikieta kończy się po 13. Słychać pytania: „Kto idzie w stronę metra?” Tu i ówdzie wymiana telefonów. Trzeba się jednoczyć. Mamy w końcu ważną misję.
{vsig}galerie/pikieta09112011{/vsig}
{flike}
{fcomment}