Na łóżku stoi smutne dziecko w wieku około 3 lat. W ręce trzyma puchatego misia ubranego w pejcze, siatki i kolczaste obroże. Wokół przeplatają się rekwizyty w stylu sadomasochistycznym oraz dodatki, prawdopodobnie z kolekcji Balenciagi. Pojawiają się też inne, sugestywne i przerażające rekwizyty, takie jak pismo będące prawdopodobnie dokumentem sądowym dotyczącym rozpowszechniania dziecięcej pornografii!
To wszystko sprawia, że na kieliszki i inne akcesoria służące do picia alkoholu (w obecności dziecka) mało kto już zwraca uwagę.
Przeprosiny w stylu „sorry not sorry”
Warto przypomnieć, że Balenciaga to firma o ściśle lewicowych ideałach. Niedawno publicznie zerwała współpracę z Kanye Westem, który między innymi głosił hasło „White lives matter” i nie bał się mówić, że George Floyd zmarł głównie przez zażywanie narkotyków.
Lewicowość jednak tym razem nie pomogła marce, na którą posypały się gromy i to z wielu stron. Zerwaniem kontraktów zagrozili celebryci. Dopóki jednak kampania nie została objęta powszechną krytyką, także konsumencką, Balenciaga udawała, że nic się nie stało. Następnie wypuściła przeprosiny, w których przeprosiła… wszystkich tych, którzy poczuli się urażeni. Można było więc odnieść wrażenie, że przeproszono dla „świętego spokoju”.
Dopiero gdy okazało się, że takie działania nie wystarczą, poza usunięciem śladów kampanii z mediów społecznościowych w Balenciadze zapowiedziano „prawne działania przeciwko podmiotom odpowiedzialnym za stworzenie sesji zdjęciowej do kampanii na wiosnę 2023 oraz umieszczenie w niej niezatwierdzonych przedmiotów„. Trudno jednak wierzyć w powagę takich działań.
W kampanię zaangażowanych było mnóstwo osób. Nikt nie zareagował
Za kampanię odpowiadało szereg profesjonalistów. Pojawiły się więc słuszne pytania: Czy naprawdę nikt w trakcie powstawania kampanii nie zaprotestował, że ta kampania seksualizuje dzieci i krzywdzi je?
Tłumaczyło się więc mnóstwo znanych osób. Między innymi Gabriele Galimberti, znany fotograf, który stwierdził, że on tam tylko robił zdjęcia i dbał o oświetlenie, a za modeli i scenografię odpowiedzialny był ktoś inny. Można się pokusić o sarkastyczną uwagę, że skoro nie widział tam nic złego, to najwyraźniej jego oświetlenie nie wystarcza.
Tłumaczyli się też inni, nie ma jednak sensu tego przytaczać. Cała ta historia po raz kolejny pokazuje, że takie wykorzystywanie dzieci w świecie mody i mediów jest smutną normą, na którą zaangażowane w ten świat osoby nie zwracają nawet uwagi. Seksualizacja dzieci jest faktem. A lewicowe podmioty komercyjne o prawach człowieka mówią tak chętnie, jak chętnie je łamią.