Reakcje były różne, czyli pikieta antyaborcyjna w stolicy

We wtorek 10 grudnia br. komórka warszawska zorganizowała kolejną pikietę w obronie życia dzieci nienarodzonych przy wyjściu ze stacji metra Centrum, czyli na tzw. Patelni.

Chciałoby się napisać, że trwająca godzinę pikieta przebiegała w przyjaznej czy też pokojowej atmosferze, ale jednak nie do końca. Jak zwykle, nie wszyscy zgadzali się z tym, że dzieci w łonach matek mają prawo do tego, by się urodzić, szczególnie gdy nie są idealne, tzn. zdrowe. Należy bowiem podkreślić, że najwięcej aborcji wykonuje się na dzieciach potencjalnie chorych. Potencjalnie – bo nie zawsze diagnoza lekarska jest prawidłowa.

Tu nasuwa się refleksja: zaskakujące, że powszechnie potępiając hitleryzm czy inne totalitaryzmy ludzie nie zdają sobie chyba sprawy, że popierając aborcję w rzeczywistości przyczyniają się do stosowania eugeniki, czyli jednego z podstawowych założeń nazizmu. Przewrotność historii…

Odbiór pikiety

Co do odbioru pikiety, to reakcje ludzi były różne. Niektórzy więc pukali się w głowę bądź wyśmiewali pikietujących, kilka osób wulgarnie wyzwało uczestników pikiety, w tym jedna bardzo elegancka pani. Najbardziej agresywny był jednak mężczyzna, który wręcz rzucał się do gardła jednemu z pikietujących, zarzucając zły wpływ przekazu na małe dzieci. Kilka kobiet z tego samego powodu wręcz zażądało natychmiastowego zdjęcia banerów bądź straszyły „ja to zgłoszę”. Jednak obecna na miejscu policja szybko pozbawiła je złudzeń co do zasadności takich działań. Jak zwykle zresztą policja była obecna i jak zwykle pikietujący czuli się dzięki niej bezpieczniej. Na szczęście tym razem czynna interwencja nie była potrzebna.

Zamiast okazywać tym najbardziej bezbronnym i potrzebującym opiekę, morduje się je z zimną krwią w imię chorych ideologii, takich jak rzekome przeludnienie ziemi czy też nienarażanie na cierpienie. Statystyki są okrutne: w 2018 roku na świecie zabito prawie 42 mln dzieci, w tym w Polsce 1076 dzieci. Województwo mazowieckie prowadzi w tych niechlubnych statystykach: w ub. roku życie straciło 287 maluchów.

Na szczęście nie brakuje również ludzi myślących i doskonale zdających sobie sprawę z tego, że takie podejście godzi nie tylko w życie społeczeństw (co roku znika z powierzchni ziemi całe państwo mniej więcej wielkości Polski!), ale także całej ludzkości.

Dlatego bardzo cieszy każde dobre słowo skierowane pod adresem obrońców życia i ich jakże słusznej oraz potrzebnej, a nade wszystko – skutecznej akcji. Kilka osób, różnej płci i w różnym wieku, podeszło i pytało, czy trzeba może coś podpisać, bo oni by chętnie to zrobili. Jeszcze kilka osób przeszło i na migi okazało swoje poparcie.

Tak więc pikietę uznajemy za udaną i nie mamy zamiaru przestać – będziemy pikietować tak długo, jak będzie trzeba.

P.S. Do wszystkich zatroskanych o to, że plakaty przedstawiające prawdę o aborcji i jej rzeczywiste skutki szkodzą dzieciom.

Otóż drodzy Państwo, którzy tak bardzo martwicie się o dzieci swoje i cudze, że chcielibyście zakazać pokazywania prawdy – zdaniem psychologów plakaty ukazujące prawdziwe oblicze aborcji nie wyrządzają szkody ani krzywdy małym dzieciom. Dlaczego? Bo to od rodziców zależy, jak zareagują dzieci. Dzieci do lat 3 prawdopodobnie mogą nie zauważyć nawet plakatu, a przedszkolaki zadadzą pytanie: „co to jest?”. Podobnie dzieci wieku wczesnoszkolnym i szkolnym. I to właśnie od reakcji rodziców/ dziadków/czy też np. wychowawców, ich postawy oraz interpretacji plakatu zależy, czy dziecko się przestraszy, czy dostanie szczerą i prawdziwą odpowiedź na odpowiednim dla jego wieku poziomie, co przedstawia zdjęcie, które widzi. I na koniec videoodpowiedź na pytanie: czy dzieci boją się naszych plakatów?

Więcej interesujących treści

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN