I tak w lutym 2020 r. świat zelektryzowała wiadomość o dziecku z podejrzeniem rozszczepu kręgosłupa. Jego matka, Sofia Khan, uznała, że lepiej zamordować je w 25 tygodniu ciąży, „żeby się nie męczyło”. Maluch jednak aborcję przeżył, umierając w męczarniach godzinę po porodzie, gdyż żaden lekarz nie udzielił mu specjalistycznej pomocy.
Wiadomo więc, że żywe urodzenia w wyniku aborcji się zdarzają. Wiadomo również, że wcale nie tak rzadko zdarzają się w Polsce. W mediach słychać było o dziecku umierającym pół godziny po aborcji w szpitalu św. Rodziny w Warszawie. Również w Opolu 4 godziny przeżył maluch ważący 600 gramów. Po tym czasie odstąpiono od opieki nad dzieckiem, nie ratując go, mimo że narządy funkcjonowały dobrze. Jeszcze większe dziecko próbowano zabić we Wrocławiu – dziewczynka ważyła 700 gramów. Są i sytuacje, o których nie wiemy i są mniej medialne – prezes Fundacji Gajusz informowała niedawno o przypadku, gdy kobieta po aborcji usłyszała „Pani poronienie nadal żyje”. „Poronienie” żyło dwa dni.
Pozostaje więc pytanie, jak często zdarza się, że dzieci przeżywają własną aborcję? Z pewnością im później, tym częściej, a po 21 tygodniu ciąży przeżycia nie są niczym niezwykłym. Zgodnie z informacjami zawartymi w „British Journal of Obstetrics and Gynaecology”, w 23 tygodniu ciąży ok. 10% dzieci przeżywa aborcję. Warto tu dodać, że w Polsce najczęściej zabija się nienarodzonych, podejrzanych o chorobę lub niepełnosprawność, do 24 tygodnia ciąży, gdyż taką umownie przyjęto granicę przeżywalności. Jednak ta granica od dawna jest już nieaktualna – ratuje się już dzieci urodzone w 21 t.c. – o ile przedtem nie chciano ich wyabortować. Urodzonych w wyniku aborcji nie ratuje nikt. Zostawia się je, by umierały w męczarniach.
Źródła:
https://www.academia.edu/13078907/…Europe
https://pl.aleteia.org/…godzinie/
https://stronazycia.pl/…stalo/
https://www.facebook.com/…3&theater