Na naszą skrzynkę kontaktową dostaliśmy poniższy list, który za zgodą Autorki publikujemy.
Urodziłam się, wychowałam i mieszkam w Warszawie. Moja rodzina była niewierząca. Urodziłam się w 1969 roku, w wieku 18 lat zaszłam w ciążę, byłam wtedy w III klasie liceum. To był rok 1988, ówczesne prawodawstwo dopuszczało aborcję na życzenie. Przede mną, uczennicą, młodą dziewczyną, stanęło pytanie: co robić? Z ojcem dziecka nie byłam związana ślubem, taki „związek partnerski”. O ciąży dowiedziałam się w trzecim tygodniu, byłam bardzo szczupła i ta „fasolka” dała się wyczuć od razu w badaniu ginekologicznym. Lekarz badając mnie „pokazał”: to jest twoje dziecko.
Co robić, jak żyć, jaką decyzję podjąć? I ja, mając 18 lat, zdecydowałam: urodzę, to jest moje dziecko. Uczyłam się, nie miałam pracy, miałam wspierającą rodzinę. Zdecydowałam na tak.
W końcu trzeciego miesiąca ciąży ciężko zachorowałam na ospę. Wizyta u ginekologa i dwa skierowania: na oddział zakaźny do szpitala i na wywołanie poronienia, bo na chirurgiczną aborcję już za późno. Do szpitala zakaźnego nie poszłam, a skierowanie na ginekologię podarłam. Skoro zdecydowałam się na urodzenie dziecka, to znaczy , że na każde dziecko się zdecydowałam. Miałam 18 lat, byłam w ciąży, nie miałam męża, chodziłam do liceum, miałam matkę i rodzinę, i wizję urodzenia dziecka głęboko niesprawnego, bo ospa powoduje zmiany neurologiczne u płodu. To nie były czasy badań usg. Cały czas ciąży przygotowywałam się na przyjęcie tego dziecka, sprawnego? niesprawnego? zdrowego? uszkodzonego?
Poród w Szpitalu na Wołoskiej, rygory ówczesne, rok 1988. Dziecko zdrowe!
Samotnie wychowałam córkę, o czasie zdałam maturę (z dobrymi wynikami), zdałam na studia na Uniwersytecie Warszawskim i skończyłam je w terminie.
Nigdy nie wyszłam za mąż, nie byłam nigdy więcej w ciąży.
Mam 26-letnią córkę – Olgę i jestem babcią dwóch wspaniałych wnuków: Piotrka (4 lata) i Staśka (1 rok). Moja córka skończyła dobre elitarne liceum, ale nie wybrała drogi naukowej czy artystycznej. Ma męża, pobrali się w 2010 roku, ochrzcili obu chłopców, w zeszłym roku wzięli ślub kościelny. Teraz cieszą się mogąc przyjąć Komunię Świętą.
Napisałam do Państwa, bo byłam ogromnie wzburzona wydarzeniami w Sejmie we wrześniu ubiegłego roku i postawą niektórych posłów w sprawie aborcji niepełnosprawnych dzieci. Ja decyzje w swoim życiu podejmowałam jako osoba niewierząca. Nawrócenie przyszło dużo później i w zupełnie innych okolicznościach. Ale dzięki temu nawróceniu i głębokiej wierze, teraz wiem, że to Duch Święty działał w sposób dla mnie nieodkryty. Ja o swoim życiu decydowałam myśląc w ten sposób: skoro jestem w ciąży to „muszę” urodzić, to jest jedyna droga, bo nie wolno zabijać innego człowieka (tak myślałam jako osoba niewierząca). Kiedy wydano wyrok na moja córkę, to pomyślałam, że ja powiedziałam temu życiu: TAK. Bez względu na okoliczności. I ja się tego trzymam.
Mój przykład pokazuje, że nie każda osoba niewierząca jest zwolennikiem aborcji. Oczywiście wiara i ufność w Panu Bogu bardzo pomaga, ale choć trudniej jest tym niewierzącym obronić swoje zdanie i postawę, wielu z nich nie akceptuje zabijania innych ludzi.
Joanna Skoczek