Po ponad dwóch i pół roku policja zwróciła nam baner zarekwirowany podczas pikiety przed wejściem na teren Przystanku Woodstock. Zdaniem prokuratora Macieja Tylmana, baner miał stanowić dowód w sprawie przeciwko działaczom fundacji, których policja oskarżyła o czyn z art. 141. kodeksu wykroczeń (umieszczenie w miejscu publicznym nieprzyzwoitego rysunku). Podobnie, jak w przypadku innych spraw sądowych Fundacji sąd orzekł, że zdjęcia ukazujące prawdę o aborcji, w żaden sposób nie mogą zostać uznane za „nieprzyzwoite”. Postanowienie sądu o umorzeniu sprawy zostało wydane 20 listopada 2012 roku, ale z oddaniem Fundacji zarekwirowanego baneru policja i prokuratura czekały jeszcze ponad dwa lata.
Warto zaznaczyć, że w związku z tą samą pikietą toczy się również sprawa przeciwko policjantom, którzy zatrzymali działaczy fundacji, zarekwirowali wspomniany baner oraz, zdaniem pokrzywdzonych, przemocą uniemożliwili przebieg legalnego zgromadzenia. W tej sprawie prokuratura rejonowa nie wykazywała się już taką nadgorliwością i dwukrotnie odmówiła wszczęcia śledztwa. Obecna sprawa toczy się z prywatnego oskarżenia pokrzywdzonych.
Niestety, nasze banery kurzą się jeszcze w policyjnych magazynach w Rzeszowie oraz w Krakowie, gdzie zostały (wraz z bambusowymi tyczkami!) odebrane naszym działaczom protestującym podczas tzw. Marszu Świeckości . Wydruk każdego nowego baneru ukazującego prawdę o aborcji wiąże się z kosztami dla Fundacji, a rekwirowanie ich przez policję tymczasowo utrudnia lub uniemożliwia docieranie przez nas do ludzi z prawdą o aborcji. Mamy nadzieję, że w tych przypadkach rzeszowska i krakowska policja będą działać sprawniej niż prokuratura z Kostrzyna nad Odrą.
{flike}