„Pani Moniko Cieplińska! Zechce Pani pokazać mi zdjęcia, które w Pani ocenie są autentyczne? Nie boję się ich zobaczyć”

Pokazywane przez nas obrazy są wstrząsające bo też taka jest sama aborcja. Najbardziej znamienne i przerażające jest to, że sama aborcja nie budzi tak silnego oburzenia, jak pokazywanie jej efektów.

Dnia 13 sierpnia br. przedstawicielki okręgu krakowskiego Partii Lewica Razem wspólnie z posłanką partii Razem Darią Gosek-Popiołek i przedstawicielami kilku organizacji pozarządowych złożyli w Urzędzie Miasta Krakowa projekt uchwały mającej zakazywać prezentowania na terenie Miasta Krakowa treści drastycznych. Projekt Uchwały brzmi następująco: „Zakazuje się prezentowania na terenie miasta Krakowa treści drastycznych, w tym eksponujących wizerunek zwłok lub ich fragmentów, na banerach, bilbordach, tablicach, kasetonach, telebimach, siatkach reklamowych, wolnostojących lub pneumatycznych urządzeniach reklamowych, flagach reklamowych, pojazdach, przyczepach i innych nośnikach. Naruszenie powyższego zakazu groziłoby karą grzywny w wysokości określonej przez Kodeks Wykroczeń„.

Pod dokumentem podpisało się 555 mieszkańców Krakowa. W zamyśle inicjatorów przedsięwzięcia proponowana uchwała ma zabraniać pokazywania zdjęć ofiar aborcji. Pod siedzibą Urzędu Miasta Krakowa zorganizowano konferencję prasową, podczas której kolejno wypowiadały się osoby zaangażowane w ww. inicjatywę: działaczki Lewicy, Partii Razem, Centrum Praw Kobiet, Stowarzyszenia Miasto Wspólne/Kraków Przeciw Igrzyskom, Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz działacz Federacji Znaki Równości. Wyrazili oni troskę o „przyjazną i bezpieczną przestrzeń publiczną, bo…”, wiedzeni, skądinąd słusznym przeświadczeniem, że „miasto jest dla wszystkich i nie powinniśmy się w nim bać”.

Czy faktycznie Kraków jest miastem dla wszystkich?

Na pewno nie jest miastem przyjaznym i bezpiecznym dla dzieci zabijanych w majestacie prawa w niektórych krakowskich szpitalach oraz tych zabijanych nielegalnie. W szpitalu im. Gabriela Narutowicza w latach 2018-2019 zabitych zostało łącznie 79 dzieci. W Uniwersyteckim Szpitalu przy ul. Kopernika w roku 2018 pozbawiono życia 20 dzieci, w Szpitalu im. Żeromskiego w samym 2018r. zabito 19 dzieci, z kolei w szpitalu im. Ludwika Rydygiera w latach 2010 do 2018 pozbawiono życia 67 dzieci.

W latach 2010-2018 w Krakowskich szpitalach zgładzono ponad 450 nienarodzonych dzieci, z czego ponad 90 % były to aborcje eugeniczne. Zbrodnie popełniane na dzieciach uznanych za niegodne przyjęcia na ten świat dokonują się za zamkniętymi drzwiami sal szpitalnych, gabinetów lekarskich czy w nawet domowym zaciszu.

To, czego nie widać zdaje się nie istnieć. I wszyscy dorośli czują się komfortowo i bezpiecznie. No może nie wszyscy… Tymi, którzy nie czują się komfortowo są ci, którzy mają świadomość dziejącej się rażącej niesprawiedliwości i pokazują prawdziwe oblicze aborcji, przez tak wielu uznawanej za zwykły zabieg medyczny, który „jest ok”.

Hipokryzja polityków lewicy

Ewa Owerczuk (partia Lewica Razem) stwierdziła, że chcemy siać strach, oburzenie i wywoływać w ludziach trudne emocje. Cóż… czy to nasza wina, że efekty aborcji uznawanej za prawo wyboru aż tak źle wyglądają? Zdaniem pani Owerczuk makabryczne bilbordy muszą zniknąć z przestrzeni publicznej, ponieważ „(…) ich celem jest całkowite wypaczenie i zdeformowanie tego, czym naprawdę jest aborcja, wyparcie z dyskursu publicznego jakiejkolwiek możliwości na stwierdzenie, że aborcja jest w porządku (…)”. Jak bardzo trzeba mieć wypaczone i zdeformowane sumienie, aby uznawać zabicie maleńkiego dziecka za coś w porządku?!

Słuchając wypowiedzi uczestników wspominanej konferencji prasowej po raz kolejny przekonuję się, że zwolennicy zabijania nienarodzonych boją się naszej metody walki z aborcją. Robią wszystko, aby zdyskredytować nasze działania – bowiem rzeczywistość ukazaną na dramatycznych zdjęciach trudno zakłamać. Pod przykrywką rzekomej walki o komfort i bezpieczeństwo mieszkańców Krakowa i odwiedzających go turystów dążą do tego, aby zabijanie nienarodzonych odbywało się bez przeszkód i uznane było za coś naturalnego i oczywistego.

Podzielam opinię inicjatorów autorów i promotorów uchwały, że pokazywane przez nas obrazy są drastyczne i makabryczne. A skoro faktycznie takie są, to o ileż bardziej makabryczna, drastyczna jest sama aborcja? Jak to się dzieje, że skutki zabiegu uznawanego za zwykłą procedurę medyczną budzą aż tak wielki strach i oburzenie…? Zwolennicy zabójstw prenatalnych często czują się zgorszeni tym, że ktoś pokazuje drastyczne fotografie. Nie gorszy ich natomiast to, czego efekty owe obrazy ukazują.

Monika Cieplińska nie wie, jak wygląda aborcja?

W ocenie Moniki Cieplińskiej (partia Razem) prezentowane przez nas zdjęcia są „zwyczajnie przekłamane, aborcja współcześnie tak nie wygląda – jest to zwykła procedura medyczna. Kłamstwa prezentowane na bilbordach nie mają żadnej wartości merytorycznej, więc nie mogą być użyte w charakterze argumentu”.

Tak się składa, że same organizacje i kliniki aborcyjne wprost informują, jakimi metodami ów „zwykły zabieg medyczny” jest przeprowadzany. Na aktualnych stronach zbrodniczych organizacji (linków nie podaję, aby ich niechcący nie reklamować) możemy przeczytać o aborcji chirurgicznej (rozerwanie dziecka na strzępy, a następnie ewakuowanie szczątków na zewnątrz) oraz aborcji wykonywanej metodą próżniową (odessanie) – taka aborcja została pokazana w filmie „Nieplanowane”.

W przypadku starszych dzieci wywołuje się przedwczesny poród – niektóre dzieci rodzą się jeszcze żywe i umierają w męczarniach. Jedną z metod jest wstrzykiwanie trucizny, która zatrzymuje akcję serca dziecka. Aborcja farmakologiczna jest nie mniej drastyczna. Mam pytanie do pani Cieplińskiej – jakimi metodami, według Pani wiedzy, wykonuje się współcześnie aborcje (na poszczególnych etapach ciąży) i jak wygląda ciało dziecka po przeprowadzeniu takiej „zwykłej procedury medycznej”? Zechce Pani pokazać mi zdjęcia, które w Pani ocenie są autentyczne? Nie boję się ich zobaczyć. Niezależnie od tego jaką metodą ów „zabieg medyczny” zostanie przeprowadzony jego zamierzony efekt jest ten sam – a mianowicie śmierć dziecka.

Kto się boi plakatów pokazujących aborcję?

Jakimś „dziwnym” trafem przemysł aborcyjny nie chce pokazywać efektów swojej działalności. Czyżby aż tak źle to wyglądało i mogło odstraszyć potencjalne klientki? W tym kontekście nie dziwi mnie to, iż inicjatorzy omawianego projektu uchwały w swoich wypowiedziach akcentują, iż przeciwnicy aborcji mogą wyrażać swoje poglądy tylko za pomocą słów lub mniej drastycznych obrazów.

Zdaniem pani Cieplińskiej niedopuszczalne jest nazywanie lekarzy wykonujących swoje obowiązki aborterami. A jak inaczej nazwać kogoś kto przeprowadza aborcje? A tak swoją drogą… białoruscy milicjanci pałujący protestujących też „wykonują swoje obowiązki”. Kaci z gestapo, NKWD również „wykonywali swoje obowiązki”… i czynili to z wielką starannością w majestacie ustanowionego przez swoich mocodawców prawa. Jestem głęboko przekonana, że owi gorliwi wykonawcy „swoich obowiązków” bardzo nie chcieli, aby do przestrzeni publicznej trafiły fotografie przedstawiające efekty ich wytężonej „pracy”. Śmiem przypuszczać, iż np. komendanci nazistowskich obozów zagłady zapewne robili wiele, aby ich małoletnie dzieci nie zobaczyły drastycznych zdjęć ich ofiar. Jestem w stanie to zrozumieć – no bo jak to wytłumaczyć dziecku, że się wykonuje lub popiera coś takiego?

No właśnie – jak to wytłumaczyć dziecku? Taki problem mają uczestniczący w konferencji prasowej zwolennicy aborcji. Artykułowana przez nich troska o równowagę emocjonalną urodzonych już dzieci oraz kobiet w ciąży i tych, które utraciły swoje dzieci w wyniku poronienia nie koliduje, w ich mniemaniu, z domaganiem się nieskrępowanej możliwości zabijania tych niechcianych dzieci nienarodzonych i okłamywaniem kobiet, że aborcja jest nieszkodliwym dla nich, zwykłym zabiegiem medycznym.

Marek Idziak-Sępkowski czuje się… maltretowany?

Autorzy projektu uchwały nie życzą sobie „zaśmiecania przestrzeni publicznej” drastycznymi zdjęciami. A my nie życzymy sobie zabijania ludzi oraz rozprzestrzeniania proaborcyjnej propagandy i demoralizowania nią młodych ludzi i oszukiwania kobiet.

Pan Marek Idziak-Sępkowski (Federacja Znaki Równości) czuje się maltretowany drastycznymi treściami. A co czują zabijane dzieci? Co czują kobiety, które przez wiele lat nie mogą wybaczyć sobie fatalnej w skutkach decyzji o tzw. przerwaniu ciąży? Co czują wszystkie inne osoby poszkodowane przez aborcję?

W uzasadnieniu do projektu uchwały znalazły się „argumenty” wyłącznie przeciwko prezentowanym przez nas fotografiom ofiar aborcji. Nie doszukałam się tam wzmianki o innych kampaniach społecznych, w których są publicznie prezentowane drastyczne obrazy. Jednym z przykładów są drastyczne i niemiłe w odbiorze fotografie lub grafiki na opakowaniach papierosów. A są one przecież widoczne niemal wszędzie, również przez dzieci i osoby cierpiące na schorzenia, których bardzo przykre i nieestetyczne skutki widać na zdjęciach.

Istnieje jedyna skuteczna recepta na to, aby owe drastyczne, makabryczne i gorszące fotografie zniknęły z przestrzeni publicznej naszego pięknego Miasta Krakowa – mianowicie zaprzestanie zabijania nienarodzonych. Ot – proste i logiczne. Nie będzie zbrodni, to i nie trzeba będzie pokazywać jej skutków.

Uczyńmy zatem Kraków Miastem bezpiecznym i przyjaznym dla wszystkich, naprawdę wszystkich – bez wyjątku!

Uważasz, że to ważne? Udostępnij znajomym:

Więcej interesujących treści

Krucjata antyaborcyjna w Wielkopolsce Wschodniej

Od pierwszego kwartału 2024 roku Fundacja Pro-prawo do życia prowadzi regularne działania antyaborcyjne w Wielkopolsce Wschodniej. Od tego czasu, przy zaangażowaniu lokalnych pro-liferów, udało się

Wesprzyj naszą działalność:

. PLN