Mamy nadzieję, że tekst stanie się dla Państwa inspiracją do podejmowania działań, które pomogą trwale dotrzeć do ludzkich sumień i umysłów z informacją, że aborcja jest zabójstwem człowieka, a ofiarami aborcji są bezbronne dzieci, które same nie mogą zabrać głosu w swojej sprawie. Naszym obowiązkiem jest mówić w ich imieniu i bronić ich prawa do życia. Najlepszym na to sposobem jest głoszenie i pokazywanie prawdy o okrucieństwie aborcji.
O myśleniu aborcyjnym
Wokół zjawiska aborcji toczy się dyskusja o tak znacznym natężeniu emocjonalnym, że może utrudniać ono rzeczową analizę i rozumienie. To rozumienie, zarówno własnych jak i cudzych założeń poznawczych, jest istotne, aby uczynić możliwym jakikolwiek dialog w tym obszarze. Przecież działanie, jakim jest aborcja z reguły jest poprzedzone pewnymi założeniami, sposobem myślenia, postawami. Spróbujmy się im przyjrzeć celem lepszego zrozumienia tego zjawiska, nas samych i naszych oponentów.
1.Aby mieć wewnętrzną zgodę, „czyste sumienie”, dokonując zabiegu aborcji należy przyjąć, że to co robię nie jest zabiciem człowieka. Innymi słowy należy zaprzeczyć człowieczeństwu dziecka nienarodzonego. Zadajmy sobie kilka pytań. Po pierwsze czy taka postawa odpowiada faktom, czyli kiedy zaczyna się życie człowieka. W myśl zasady myślenia aborcyjnego „jeszcze nie człowiek” życie ludzkie, prawo do życia, powinno być uznane w momencie porodu albo nawet, jak postulują niektórzy np. Peter Singer, miesiąc po nim. Czemu? Co takiego nadzwyczajnego wydarza się w trakcie porodu, co miałoby zmienić status z nie-człowieka w człowieka? Przecież w realności zmienia się lokalizacja, miejsce pobytu osoby, która już od dłuższego czasu – najczęściej kilku miesięcy, jest zdolna do życia na powierzchni. Także wcześniejsze wskazywane granice np. granica 12 tygodni nie wiążą się tak naprawdę ze zmianami jakościowymi w obrębie rozwijającego się dziecka. Oczywiście, dokonują się zmiany, przyrasta liczba komórek, wykształcają się kolejne organy, ale istota, pewna potencjalność, została zaprogramowana w momencie zapłodnienia. I to jest sedno pierwszego założenia myślenia aborcyjnego – trudność/ niemożność myślenia w kategoriach procesu, stawania się. Dla zwolenników aborcji, choć trudno im jednoznacznie wskazać ten punkt, człowiek „staje się” dopiero od pewnego momentu. Lekceważą oni, dewaluują wszystko to, co do tego momentu prowadzi. Zacytuję używane przez nich sformułowanie, że człowiek na wczesnych etapach życia to „zlepek komórek”. Rzecz w tym, że bez tego „zlepka” nie byłoby tego…
i tego…
i tego.
Argumentem w tej dyskusji mogą być ostatnio opublikowane wyniki badań wskazujące, że przytłaczająca większość ankietowanych biologów jest zgodna co do tego, że życie człowieka rozpoczyna się w momencie jego poczęcia tj. zapłodnienia komórki jajowej przez plemnik [1].
Drugie pytanie brzmi, czy stosowany przez zwolenników aborcji mechanizm zaprzeczania człowieczeństwu ofiary jest czymś wyjątkowym czy raczej uniwersalnym. Historia wskazuje, że raczej tym drugim. Bardzo wiele zbrodni, dokonywanych także w nieodległych czasach, było możliwych, bo ofiary pozbawiano nie tylko życia, ale także człowieczeństwa, tak aby można je było łatwiej, „z czystym sumieniem” zgładzić. Przykładem może być np. akcja eksterminacji osób chorujących psychicznie w III Rzeszy, gdzie niemieckie sądy nawet po wojnie uniewinniały sprawców tych zbrodni uzasadniając, że ich ofiary były tylko „pustymi łupami ludzkimi” [2]. Podobny mechanizm niemiecka Rzesza stosowała wobec Żydów gdzie stosowano powszechnie metaforę wszy – akcję masowego mordowania Żydów przyrównywano do odwszawiania. Stąd tak poruszające, także dla sprawców są nieraz zdjęcia ofiar, bo patrząc komuś w oczy, trudniej zaprzeczyć jego człowieczeństwu.
Wreszcie trzecie pytanie – co można robić, aby otwierać oczy zwolennikom aborcji, uzmysławiać im, że to jest człowiek? W filmie „Psy” jest taka scena, w której bandyci katują człowieka owiniętego w worek i łatwo im to przychodzi, także dlatego, że ofiary nie widać. Wielu ludziom brakuje wyobraźni, aby w rozwijającym się dziecku, które jest ukryte wewnątrz, „pod sercem” matki, zobaczyć człowieka. Najlepszym sposobem wydaje się być po prostu pokazywanie dowodów – zdjęć, filmów. Doktor Bernard Nathanson, lekarz – ginekolog, jeden z czołowych zwolenników aborcji w Stanach Zjednoczonych, który miał istotny wpływ na legalizację tego zjawiska, zmienił zdanie i stał się zadeklarowanym obrońcą życia w wyniku oglądania obrazów rozwijających się dzieci w USG. Takich zdjęć i filmów (i to dużo lepszej jakości niż w latach 70-tych) jest w tym momencie bardzo dużo. Dla mnie szczególnie poruszające były: film „Życie przed życiem” pokazujący cały proces rozwoju wewnątrzmacicznego, towarzyszący realnej parze i kończący się prawdziwym porodem, zdjęcia rączki dziecka wystającej z brzucha podczas operacji wewnątrzmacicznej i obejmującej palec operującego lekarza, wreszcie zdjęcia USG moich dzieci.
Są też inne, także poruszające, tylko, że w przerażający sposób, zdjęcia konsekwencji aborcji – urwane rączki, główki dzieci, którym nie dane było się urodzić.
2. Drugim założeniem, które przyjmują zwolennicy aborcji jest swoiście pojmowana relacja między matką a dzieckiem. W rozumieniu tym dziecko nie jest oddzielną istotą rozwijającą się przez jakiś czas wewnątrz organizmu matki, tylko jej częścią: „mój brzuch – moja sprawa”. Dziecko staje się własnością matki, rzeczą, z którą może ona zrobić na co tylko ma ochotę. Przyjmując takie założenia warto pamiętać, że nie ma żadnych logicznych przesłanek, które miałyby sprawić, żeby matka nie traktowała swojego dziecka w ten sposób już po narodzinach. Stąd także zdarzające się już w praktyce sytuacje, gdzie uniewinniane są osoby zabijające nowo narodzone dzieci i czyny te traktowane są jako „późne aborcje”. Jako psychiatra i psychoterapeuta jestem świadkiem konsekwencji takiego myślenia wobec dorosłych osób, które mają ogromną trudność w oddzieleniu się od swoich rodzin pochodzenia, swoich matek. Ma wtedy miejsce zjawisko fuzji – emocjonalnego „zlania się” dwóch osób. Dziecko, a potem dorosła osoba w takiej relacji nie ma poczucia odrębności, możliwości życia własnym życiem, posiadania własnego, odrębnego zdania. Czuje się w pełni zależna, zniewolona przez swoją matkę, czuje się jej własnością.
3. Kolejnym zjawiskiem, które trzeba zawiesić, unieważnić, będąc zwolennikiem aborcji jest kwestia sprawiedliwości. I to sprawiedliwości pojmowanej w najprostszy możliwy sposób, jako prawo do pewnych minimalnych, niezbędnych warunków startu w życie. W wielu szpitalach na świecie w jednym skrzydle dokonują się operacje wewnątrzmaciczne ratujące życie dzieci nienarodzonych, a w drugim dzieci w tym samym wieku są zabijane. Trudniej o bardziej krzyczącą niesprawiedliwość. Co, kto ma decydować o tym, że jedno dziecko zginie a drugie przeżyje? Wola rodziców? Matki? Czy stajemy się wartością, stajemy się ludźmi tylko dlatego, że ktoś nas chce albo nie?
4. Zwolennicy aborcji przez wszystkie możliwe przypadki odmieniają słowo „wolność”. „Wolność” ma służyć „wyborowi” matki. Nieprzypadkowo oba te słowa umieściłem w cudzysłowie. Klasyczne, liberalne rozumienie słowa wolność mówi bowiem, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Odwołując się do pierwszego podpunktu widać jasno, że taka postawa to nie wolność, tylko naruszenie wolności i praw drugiego człowieka. Kiedyś na pytanie pikiety aborcyjnej „czy nie chcę chronić praw i wolności kobiet” odparłem, że owszem chcę, szczególnie kobiet nienarodzonych do życia. Bowiem faktem jest, że zwłaszcza w niektórych krajach (Chiny, Indie) ofiarami działań aborcyjnych padają głównie dziewczynki. Dlaczego „wybór” a nie wybór? Dlatego, że bardzo rzadko decyzja o aborcji jest rzeczywiście decyzją kobiety. Najczęściej jest do tego namawiana przez mężczyznę, zresztą młodzi mężczyźni w przedziale 18-30 są najczęstszymi zwolennikami aborcji […]. Wiem to także dlatego, bo sam byłem takim mężczyzną. Dla kobiet taka postawa, taki „wybór” oznacza najczęściej bycie użytą, wykorzystaną przez mężczyznę. Tym trudniej zrozumieć postawy współczesnych feministek, które z entuzjazmem promują taką rzeczywistość, zdradzając ideały swoich poprzedniczek, takich jak Victoria Woodhull czy Susan B. Anthony.
5. Nie da się zrozumieć postawy proaborcyjnej (antylife) bez przyjrzenia się emocjom, które się za nią kryją. Najczęstszym uczuciem, które łączy się z taką postawą wydaje się lęk. Lęk przed odpowiedzialnością, przed pełnieniem roli matki samotnie, bo często nie tylko ojciec dziecka, ale i rodzina matki nie jest gotowa wesprzeć w trudzie opieki nad dzieckiem. Lęk nieraz tak dojmujący, że aborcja jawi się jako jedyne możliwe wyjście. Siła tego lęku często jest powiązana z wcześniejszymi, złymi doświadczeniami w obszarze seksualności lub brakiem wystarczającej dojrzałości. Piotr Drozdowski w swoim „Wprowadzeniu do psychoterapii”[3] opisuje przypadek pacjentki, której lęk przed ciążą był powiązany z faktem przeżywania ciąży jako „horroru incestu”.
Ale nie tylko lęk jest istotną emocją, która pojawia się wokół aborcji. Są też postawy, które zawierają w sobie dużo pogardy, złości czy wręcz nienawiści. Pani Bratkowska mówiąca, że na Boże Narodzenie najlepiej zrobić sobie aborcję, czarne marsze, gdzie dzieci nienarodzone są karykaturyzowane, wyśmiewane i symbolicznie uśmiercane.
Swoją drogą, ciekawe czy zwolennikom aborcji przychodzi do głowy, jak w takich sytuacjach czują się rodzice, którzy stracili swoje dzieci w trakcie ich życia płodowego i są w żałobie po ich śmierci?
6. To, o czym zwolennicy aborcji łatwo zapominają, to prawda, że aborcja rani także kobiety. Zabijane jest nie tylko nienarodzone dziecko, ale także uszkadzane wnętrze, w sensie psychologicznym, osób które biorą udział w tym procederze. Przejawiać się to może na różne sposoby – od poczucia winy, smutku, pustki, po objawy charakterystyczne dla zespołu stresu pourazowego – trudności z pamięcią (niechciane powracające wspomnienia, koszmary), lęk, wycofanie społeczne. Znam także sytuacje, gdzie trauma aborcji była tak poważna, że była czynnikiem spustowym dla zaburzeń psychotycznych. Jest cały szereg badań pokazujących negatywne konsekwencje procedury aborcji zarówno dla zdrowia somatycznego [4,5] jak i psychicznego [5,6,7]. Warto o tym pamiętać. To zapobiega kolejnej cesze myślenia aborcyjnego – brakowi konsekwencji. Dla zwolenników zabijania nienarodzonych często aborcja kończy sprawę, rozwiązuje problem. Dla wielu z osób, które poszły tą drogą, problem tak naprawdę dopiero się zaczyna.
7. Warto także zwrócić uwagę na niespójność myślenia aborcyjnego. Bywało, że rodziny z małymi dziećmi uczestniczyły w „czarnych marszach” (a kim były ich dzieci miesiąc czy rok temu?). W sensie instytucjonalnym, organizacyjnym z jednej strony przeznacza się duże środki na ochronę dzieci nienarodzonych – akcje „nie pij w trakcie ciąży”, specjalne pasy bezpieczeństwa dla ciężarnych kobiet, obowiązkowa opieka prenatalna, suplementy diety etc. Z drugiej strony, w Polsce wystarczy podejrzenie wystąpienia zaburzeń rozwojowych, a wielu krajach świata po prostu czyjaś decyzja, aby zabić często zdrowe, zdolne do samodzielnego życia dziecko. Wstrząsające relacje o „późnych aborcjach” dokonywanych przez wymóżdżenie dziecka w sytuacji, gdy główka przeszła już przez kanał rodny (USA), topienie dzieci po urodzeniu aby nie zdążyły wydać pierwszego krzyku (Jugosławia), zostawianie dzieci, które przetrwały zabieg aborcji samym sobie bez opieki aby umarły – to przykłady ludobójczych zachowań współczesnego świata. Świata, gdzie brak jest empatii, miłości, opieki. Gdzie są równiejsi, oczekiwani, rozpieszczani i tacy, którym odmawia się prawa nawet do wzięcia pierwszego oddechu.
8. Ta niespójność w myśleniu jest obecna także w interpretacji zachowań innych ludzi. Z jednej strony przyjmujemy opowieść, w której książę William i księżna Kate spodziewają się kolejnego dziecka, rozumiemy i akceptujemy fakt, że miliony rodziców i dziadków na świecie cieszą się, bo na świat przyjdzie ich syn/córka, wnuk/wnuczka. Te dzieci są oglądane często za pomocą USG, nieraz kolorowego 3D. Z drugiej strony o takich samych istotach toczy się narracja – zygota, zlepek tkanek, a burmistrz Nowego Jorku niezwykle cieszy się z możliwości przeprowadzania zabiegu aborcji w dziewiątym miesiącu ciąży. No to jak to jest? Czy o statusie dziecka jako osoby decydują emocje ludzi go otaczających? Jeśli nikt nie będzie lubił i chciał kogoś już urodzonego to też możemy go usunąć? Miała rację św. Teresa z Kalkuty pisząc, że „jeśli pozwalamy mamom zabijać swoje dzieci, to nikt nie może czuć się bezpiecznie”.
Wracając do poruszonego na początku zagadnienia – co robić, aby uwrażliwiać ludzi na kwestię losu dzieci w prenatalnym etapie życia? W moim przekonaniu należy zacząć od samych siebie i swoich najbliższych. Tworzyć „wyspy” ludzi, które nie dadzą się zmanipulować, zastraszyć, znieczulić. Opisywana przez św. Jana Pawła II cywilizacja miłości nie może być jakąś abstrakcją, tylko konkretnymi relacjami, dzięki którym możemy czuć się bezpiecznie, dojrzewać, dostrzegać w innych, także tych najmniejszych, nasze siostry i naszych braci. Jak już będziemy mieć tą bazę, to wtedy możemy próbować przekonywać i chronić innych. Przy czym nie chodzi tu tylko o ochronę dzieci nienarodzonych. To, co niekiedy umyka środowiskom pro-life, to fakt, że ofiarami i to żyjącymi, procederu aborcji są także kobiety. W amerykańskich demonstracjach pro-life niesione jest często hasło „abortion hurts women” – „aborcja rani kobiety”. Warto podejmować działania, które polegają na otoczeniu tych osób opieką, wsparciem, terapią. Ten, kto często znika z dyskusji o życiu dzieci nienarodzonych to mężczyzna. Albo znikają zupełnie, tak jakby kobiety były wiatropylne, albo są obecni w roli dawców spermy – „zrobiłeś swoje, teraz to moja sprawa”. Oczywiście w jakiejś mierze taki stan rzeczy wynika z lękowego i nieodpowiedzialnego podejścia samych mężczyzn. Powinni oni być ważną grupą docelową działań edukacyjnych. Powinni mieć świadomość wagi i możliwych konsekwencji działań o charakterze seksualnym. Oni zresztą także mogą stawać się ofiarami procederu aborcji. Nie tak dawno obiegły świat filmy z nagraniem człowieka, który rozpaczliwie walczył o życie swojego nienarodzonego dziecka, niestety bez powodzenia.
To co w ramach edukacji przekonuje szczególnie, to osobiste świadectwa. Osobiste świadectwa osób, które uczestniczyły w procederze aborcji (film „Unplanned”), kobiet – ofiar aborcji – Karin Struck „I widzę moje dziecko we śnie” [8], wreszcie osób ocalonych [9]. Dzielmy się tymi historiami, które choć niekiedy straszne, niosą także nadzieję. Nadzieję, że możliwa jest przemiana ludzkiego serca, obudzenie w sobie wrażliwości. Możliwe jest przebaczenie, uleczenie zranień, powrót do życia. Na świecie proszę Państwa toczy się wojna. Wojna, w której stawką jest przyszłość naszego świata. Od nas w jakiejś mierze zależy jaki to będzie świat. Trzeba podjąć decyzję – jestem za czy przeciw życiu?
Źródła:
1. Jacobs, Steven, Biologists’ Consensus on 'When Life Begins’ (July 25, 2018). Available at SSRN: https://ssrn.com/abstract=3211703 or http://dx.doi.org/10.2139/ssrn.3211703
2. Frei N. Kariery w półmroku. Wydawnictwo Świat Książki. 2011.
3. Kokoszka A, Drozdowski P. Wprowadzenie do psychoterapii. Wydawnictwo Akademii Medycznej im. M. Kopernika w Krakowie. Kraków 1993.
4. Reardon DC, Thorp JM. Pregnancy associated death in record linkage studies relative to delivery, termination of pregnancy, and natural losses: A systematic review with a narrative synthesis and meta-analysis. SAGE open medicine.2017;5:2050312117740490.
5. Thorp JM et al. Long-term physical and psychological health consequences of induced abortion: review of the evidence. Obstetrics Gynecology Survey. 2003; 58: 67-69
6. Fergusson D et al. Abortion in young women and subsequent mental health. Journal of Child Psychology and Psychiatry. 2006; 47(1): 16-24
7. Priscilla K. Coleman, Abortion and mental health: quantitative synthesis and analysis of research published 1995-2009, 199 Brit. J. of Psychiatry 180, 183 (2011).
8. Struck K. I widzę moje dziecko we śnie. Dom Wydawniczy Rafael. 2006.
9. https://www.zycierodzina.pl/nik-hoot-cudem-ocalony-z-aborcji/