Ze statystyk, które przedstawiły feministki wynika, że zorganizowały 265 kobietom w drugim trymestrze ciąży wyjazdy za granicę w celu zabicia nienarodzonego dziecka. Jak same stwierdziły, im bardziej zaawansowana ciąża, tym płaci się więcej. Najdroższa aborcja miała kosztować aż 19 tys. złotych. Oznacza to, że dziecko, które zostało w ten sposób zabite przed urodzeniem, musiało być już bardzo duże, być może nawet w 7-8 miesiącu ciąży.
Mają 300 złotych zysku na jednym opakowaniu tabletek
Oprócz tego z danych aborcjonistek wynika, że asystowały telefonicznie i mailowo przy 2,2 tysiącach aborcji pigułkowych.
Niedawno informowaliśmy, ile feministki na tym zarabiają. Okazuje się, że jedno opakowanie tabletek kosztuje w Azji ok. 15 zł. Dostawa jest jeszcze tańsza. Killing team bierze w postaci „darowizny” ok. 330 zł, czyli na jednym opakowaniu zarabiają około 300 zł. Łatwo policzyć, że daje to w ciągu roku ok. 660 tysięcy zł. Do tego dochodzi jeszcze kwota na stronie zrzutka.pl, gdzie zebrały 1,4 miliona złotych, co daje łączny zysk około 2 milionów złotych.
Okazuje się, że pigułki sprzedawane są nawet kobietom w zaawansowanej ciąży. Jedna z aborcjonistek skomentowała to w ten sposób: „Większość osób bierze tabletki. Biorą je osoby w różnych momentach ciąży, również w drugim trymestrze, To jest ich decyzja i mogą to robić”.
W internecie można znaleźć wiele relacji kobiet, które żałują zabicia dziecka tabletkami: „To było straszne. Byłam już w 20. tygodniu ciąży. Pierwsza, druga, trzecia i czwarta próba [aborcji] nieudana. Po piątej próbie odeszły mi wody i maluszek. Jest mi z tym źle. Wiem, że nie był niczemu winny… Widok jego malutkich rączek, nóżek, włosków na główce i malutkich uszek był dla mnie szokiem„. – opisuje swoją aborcję Monika.
Fundacja Pro-Prawo do Życia w dalszym ciągu będzie walczyć z tym przestępczym procederem i dlatego prowadzi akcję „stop biznesowi śmierci”. Więcej o tym, jak działają handlarze środków poronnych, można dowiedzieć się z poradnika „Jak rozmawiać o aborcji” .